Od tygodnia siedzę w szpitalu na oddziale neurologii i przyznaję - zaczyna mi się pogarszać psychicznie. Kiedy przyszłam myślałam, że gorzej być nie może - jedna babka chrapie, a druga wygląda jak szalony elektryk i ma w środku nocy schizy, że ktoś jej zapierdolił szufladę. Pierwszej nocy spałam ze dwie godziny i miałam jedną myśl - "uciekaj". Nie pykło.
Drugiej nocy dostałam już tabletki na spanie, mimo to nad ranem prawie umarłam na zawał (pozdrawiam pana wędrującego w samym pampersie, zdecydowanie niezapomniany widok) - ale wypisano w ciągu dnia dwie panie i zrobiło się trochę luźniej na sali. Opanowałam też metodę pacyfikacji pani elektryk, którą wystarczyło stanowczo uświadomić, że won spać. Jedynie jakby zimna woda w prysznicu przeszkadzała. Przeszkadzało również to, że nikt mnie o niczym nie informował.
Za to wśród salowych figuruję jako jedyna pacjentka z własnej woli jedząca zupę mleczną na śniadanie, ale mówią o tym jak o lekkim zboczeniu.
Kolejnego dnia zostałyśmy z sympatyczną panią z naprzeciwka we dwie na sześcioosobowej sali - nie żebym narzekała. Pani z naprzeciwka dość skutecznie udawała przed swoją córką, że średnio kontaktuje, za to w rozmowach ze mną kontaktowała aż nadto. Długo się spokojem nie nacieszyłyśmy, przyjęto nową pacjentkę - jako tako mało uciążliwą, za to jej narzeczonego mogłabym udusić.
W nocy z uporem maniaka wyjmowałam sobie wenflony (doprawdy, nie wiem jak ja to robię), za to w dzień miałam je zakładane na nowo, w koło macieju. Na szczęście już sobie darowali.
Opleciono mnie dramatyczną ilością kabli, pobrano krew milion razy i.... nic. Serio, nic a nic. Dalej nic nie wiedzą, poza tym, że moje ciśnienie wprowadza pielęgniarki w stan osłupienia, a przesłuchiwana na temat diety byłam jakoś pięć razy - dalej nie chcą mi uwierzyć, że tak, jem mięso i nie, nie mam pojęcia skąd ten niedobór witaminy B12. W zaleceniach bolesne zastrzyki i tatar.
Dalej stąd nie wyszłam, dalej nie wiem jakim cudem mam ciśnienie 80/50 - ostatnio naprzyjmowali mi pań na salę i to zdecydowanie przysporzyło wrażeń.
Jak zobaczyłam pierwszą to prawie dostałam zawału, bo myślałam że ktoś w ramach spóźnionego Halloweenowego pranka podłożył średnio świeżego trupa w łóżku. Widmo zawału zrobiło się wyraźniejsze, kiedy w momencie jak przechodziłam obok niej zdecydowała się otworzyć oczy. Zasadniczo jednak nie jest szkodliwa i nawet przyjemna w obyciu.
Druga pani narzeka na wszystko. WSZY-KURWA-STKO. Szczerze? Nigdy nie spotkałam tak denerwującego mohera. Pielęgniarka nie przyszła jej w te momenty z basenem, ja nie chciałam jej w te momenty podać basenu, pielęgniarka nie rozłożyła jej stoliczka przyłóżkowego na śniadanie, jest uczulona na paracetamol ale na apap już nie, pielęgniarki tylko piją kawę w dyżurce (mając 50 LEŻĄCYCH pacjentów na oddziale, których trzeba karmić i obrabiać, zmieniać pieluchy etc.), na badania się czeka, czemu oni dają jej tyle kroplówek jak jej się sikać chce przez to... a i hit dnia dzisiejszego, kiedy musiałam iść się dotlenić, bo zwątpiłam - W ROSOLE PŁYWAŁ MAKARON I MARCHEWKA. No paczciepaństwo kurwa mać. Kto to widział makaron w rosole, nie?
Ale ciśnienie dalej mam takie samo, diagnozy dalej nie znam, pod prysznicem dalej nie ma ciepłej wody, a ja dalej mam zakaz jeżdżenia na balkonikach po korytarzu.
Trudno być poważnym kiedy średnia wieku w twoim otoczeniu wynosi 70 i to dlatego, że ją zaniżasz.