Moją ulubioną rozrywką jest oglądanie z okna osiedlowych piesków. Czasem widzę też dawnego adoratora mamy, ratowników medycznych i przygarbionych meneli szukających butelek. Tym razem mam tylko jedną towarzyszkę na sali, do tego nawet stolik jest. I ciepła woda, i zasłonka pod prysznicem, miłe pielęgniarki, kochana oddziałowa i wszystko inne.
Jestem mamusinym ukochanym ćpunkiem, z milionem tabletek codziennie, sinymi zgięciami łokciowymi i podkrążonymi oczami. Co prawda doprowadza ją do szału bawienie się wenflonem, mój brak apetytu i to, że zrywam się z łóżka jak poparzona, a potem tracę równowagę. Zapominam. Jak na złość nie o tym, o czym bym chciała. Ale zapominam o spokojnym wstawaniu, tabletkach rano, wieczór, w południe, na czczo, po posiłku i doraźnie.
Ostatnio mam ochotę uciec, zniknąć stąd. To znaczy - tą ochotę mam zawszę ale ostatnio jest jeszcze silniejsza. Jak na razie.
Dalej siedzą mi w głowie migawki, kłujące odłamki szkła w zabliźnionej rance. Nie potrafię się przemóc i przestać ich skubać, rozdrapywać, powodować kolejnych łezek, eh. Chyba jestem na to już skazana, na rozdrapane ranki i złość, choćby nie wiem jak wielką przysługę sobie na przyszłość tym zrobiłam. Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, ale zawsze to czego potrzebujemy. Chociaż w tym momencie sama nie wiem czego potrzebuję, skoro lepiej czułabym się obtłukując sobie dupsko niż siadając zawczasu.
To takie trochę bełkotanie, ale już wziełam jedyną tabletkę o której nie zapominam, bo jak zapomnę to nie zasnę.
You've made the slip, now take the fall.
Dostałam ostatnio ładniutki pierścionek, szkoda, że nie można też kupić sensu życia.
Uciekam z tych studiów, źle mi się kojarzą, od początku miałam same złe znaki. Nie powinnam w ogóle zaczynać, mama mówi że szkoda moich zmarnowanych nerwów i czasu, a ja nie czuję żebym to zmarnowała.
A tak poza tym, to wszystko jest złe i przykre i zbliżają się święta, ale co z tego. Żałuję, że nie popełniłam samobójstwa te 4 lata temu (wczoraj była rocznica), dalej pluję sobie w brodę, że wtedy tego nie odfajkowałam. Od tego czasu nie było lepiej, raczej równia pochyła.


