poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Shrug

Ostatnio dużo się u mnie zmienia, we mnie też.
Chociaż pewne rzeczy to u mnie stała, niebo niebieskie, trawa zielona, a Marta rozgoryczona, jak zwykle. Jak tu nie być. Jakbym całą moją złość mogła zmienić w coś materialnego, to może w końcu byłabym bogata. Jakby mi płacili za każde pytanie, którego nigdy nie odważę się zadać ale mam je tak w połowie języka... cóż, życie sobie mogłabym za to ułożyć.
Oczywiście, jedyne co mogę w ten sposób zyskać to kolejne zaburzenie i wrzody na żołądku, nie ma tak dobrze.
Nie planuję tu pisać o zmianach, bo to w sumie nie ma za wiele sensu, nie będę zapeszać.
Coraz częściej myślę, że nieświadomie kiedyś przypieczętowaliśmy nasz los i teraz już nie ma gdzie uciekać, jesteśmy na siebie skazani. To brzmi nawet dobrze, ale gdzieś coś nie gra i sama już nie wiem. Takie chcę ale nie chcę. (Minęło milion lat odkąd to powiedziałeś, mam wrażenie, że to było w innej skórze, w innym życiu, albo mi się przyśniło.) Tak czy siak - popierdoliło się konkretnie, tylko nie wiem kiedy do tego doszło. Jak się nie obrócisz, dupa i tak z tyłu. Nie mam dobrego wyjścia, chyba, że wyjście z tego życia.

And you came my way on a winter's day
Shouted loudly come out and play
Can't you tell I got news for you
Sun is shining and so are you
And we're gonna be alright
Dry your tears and hold tight
Can't you tell I got news for you
Sun is shining and so are you

Mam nadzieję, że spotkamy się w grudniu po południu.


środa, 24 kwietnia 2019

We don't talk anymore

It's been a long day without you, my friend
And I'll tell you all about it when I see you again
We've come a long way from where we began
Oh I'll tell you all about it when I see you again
When I see you again

Naprawdę, naprawdę chciałabym, żeby mnie tu już nie było. Coraz mniej mam siły i chęci. 
Jest jedna osoba, której oparłabym głowę na ramieniu i się wypłakała, ale ani z jej strony nie ma chęci, ani z mojej pokory. Zresztą kto wie. Trochę się już duszę w mojej głowie. 
Coraz bardziej to wszystko się miesza, nie wiem co chcę, na co czekam, czego oczekuję. Potrzebuję znaku, impulsu, żeby coś się zadziało, bo zniknę.

So needless to say
I'm odds and ends
But I'll be stumbling away
Slowly learning that life is okay
Say after me
It's no better to be safe than sorry
Take on me
Take me on
I'll be gone
In a day or two

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

pan po prostu jest mięsem

Czuję potrzebę pisania, ale niezbyt wiem co mam pisać, więc pewnie będę pisać cokolwiek. Ten blog jest relacją na żywo z rozpadania się mojej osobowości.
Jestem już paskudnie zmęczona, zobojętniała na wszystko i w zasadzie nie wiem sama czy wracam do siebie, czy coraz bardziej się oddalam.
Otóż, w moim życiu nie dzieje się nic ciekawego poza tym, że pozostajemy z Karolem w separacji podczas kiedy on się zastanawiam. Mnie to wszystko jedno, bo dla mnie ostatnio najlepszą opcją jest niewyściubianie nosa z domu i udawanie, że nie istnieję. Jak nie muszę albo nie mam ważnego powodu to nie wyjdę. Co samo w sobie jest niezdrowe. Pierwszym w kolejności ulubionym rozmówcą (albo raczej słuchaczem mojego monologu) jest Bączuś, drugim jest na razie bezimienna czaszka z mojego biurka.
Śpię całymi dniami, nocami czytam i myślę. Myślę, o tym który mi uciekł zanim zdążyłam w ogóle się zorientować, że powinnam go gonić. Zresztą nawet teraz nie czuję potrzeby biegnięcia nigdzie, patrzę, odczuwam pewną tęsknotę, ale to tyle. Znudziło mi się bieganie za ludźmi, którym wszystko jedno czy istnieję. Jak tak teraz myślę, to słynna noc z wielkim rondlem i Bon Jovi była samospełniającą się przepowiednią. Ode mnie dla niego. Dalej chyba jest zły za to, że się spełniła.
Nieważne.
Wszyscy wymykają mi się przez palce, nawet moja osobowość nie jest stała. Jedyne, co stałe to poczucie zawodu. Jestem takim bezkręgowym stworzonkiem bez emocji i chęci do życia. Nie czuję się dobrze, nie czuję się źle... nie czuje się w ogóle. Okrakiem na płocie, całe życie okrakiem na płocie. Co bym chciała, a co bym mogła, a co czuję, a czego nie. Najlepiej wcale. Patrzeć na wszystko z góry, obserwować, have fun, ja się nie mieszam. To jest wygodne, ale z tego wynika to, że nic tu nie piszę - co mam pisać? Że nie umiem się doliczyć ile leków dziennie biorę, bo mam wrażenie, że z każdym dniem więcej? Że przespałam dwanaście godzin, zjadłam, a potem przespałam kolejne trzy? Brakuje mi czegoś co by się działo, co by mnie wciągnęło w wir wydarzeń, bo na razie unoszę się w pustce.
Pamiętam te trzy lata temu, tuż przed maturą, czas spędzany w Kato i tutaj, czerwone seicento i niebieskie oczy. Potem przyszła matura i pustka, czerwone suzuki, zielone oczy, nieśmiało splecione palce w gorącą noc i... I w sumie nie wiem co, do dziś nie wiem co zaszło i do dziś nie umiałabym podjąć decyzji, są noce że już jestem bliska zdecydowania (lepiej późno niż wcale), ale rano budzę się i wiem, że tej decyzji nie podjęłabym tak o. Wybrać mniejsze zło, większe zło, czemu w ogóle mam wybór między złem a złem? Znaczy się, nie wiem, wydaje mi się, że dalej go mam, ale wtedy realnie go miałam i było to dla mnie decyzją na poziomie stracić wzrok/stracić słuch. Nope. Mam 22 lata i nie podjęłabym tej decyzji, a co dopiero 19letnia ja. Tak czy siak, moim ulubionym zajęciem jest łapanie kilku wron za ogon. No i nie idzie mi to za dobrze.