Nie wiem jak zacząć tego posta, bo ostatnio niewiele wiem w ogóle. Nie wiem na przykład jak zmotywować się do czegokolwiek, co nie jest leżeniem w łóżku, opcjonalnie samobójstwem. Don't mind me, to nie tak, że jest tragicznie, ale nałożyło mi się milion rzeczy. Które udowodniły mi, że oczywiście mogę liczyć na multum ludzi, ale nie na tych, których trzeba, bo o ironio, to ja muszę im pomagać.
Albo się zastanawiają. Zastanawianie się to jest ostatnio dla mnie mocno irytująca rzecz. Pewnie, ja się zastanawiam nad wieloma rzeczami w dowolnym momencie, ale o dziwo niewielu ludzi o tym w ogóle wie, bo wypowiadam się dopiero jak już zadecyduję. Możnaby uznać, że to szkodliwsze, tak bez uprzedzenia, ale wiadomo, zwykle decyduję na plus innych i na minus swój. Właściwie to nie mam pretensji do nikogo poza samą sobą, bo mam za miękkie serce. I nawet nie chodzi o to, że nie mam twardej dupy, bo może i mam, pozbierać się pozbieram, ale z jakiej racji. Z jakiej racji muszę dostawać wieczny wpierdol od życia.
Nie ogarnęłam jeszcze tego i w najbliższym czasie nie ogarnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz