środa, 12 stycznia 2022

sks

piszę tego posta słuchając szumu respiratora. i tak mam bezsenność, więc w sumie na nockę nie narzekam, wręcz jest mi bardziej na rękę. jestem teraz bardzo poważną kobietą w wieku lat 24 (rocznikowo 25!), czego nie umiem zapamiętać, bo zatrzymałam się na etapie 23 i jakoś tak mi ta liczba pasowała, nie to co teraz. no mniejsza. to, że mam etat i pierścionek zaręczynowy na palcu wcale nie oznacza, że jakkolwiek dorosłam, dalej jem co popadnie, śpię kiedy popadnie (byle dużo) i trzeba gonić mnie do sprzątania za sobą. i dalej bije mnie system polskiego szkolnictwa wyższego, a przynajmniej mój horrendalny brak chęci do dalszej edukacji. motywuje mnie jedynie wskoczenie na wyższe widełki płacowe, bo za coś to wesele trzeba sfinansować. dzieci przyszłe utrzymać. albo coś. słyszę głosy i nie wiem, czy moje koleżanki już też są na nogach, czy po prostu ten wieczny szum aparatury sprawia, że mam omamy. "dzień dobry panie doktorze, respirator do mnie mówi, ale poza tym wszystko okej." ale wiecie co? naprawdę jest okej.

czwartek, 22 lipca 2021

fuck your weaknesses

Jestem z siebie tak bardzo dumna. Czytam stare posty, narzekania na studia, na złamane serce, na wszystko i jestem kurwa tak dumna, że bardziej chyba nie mogę. To wcale nie znaczy, że jestem mniej dysfunkcyjna, o nie. Mam tą cudowną cechę (czy tę cudowną?? nieważne), że zawsze wygeneruje sobie jakieś problemy i nowe dysfunkcje. Ale obroniłam licencjat. Na piątkę. Złożyłam wniosek o PWZ. Dwa lata za późno. I co? I gówno, nigdzie się nie spieszę. Pandemia zrobiła mi dużą przysługę poniekąd (chwała bóstwom za zajęcia online). No, ale mam to szczęście, że nikt mi nie umarł. Jezu to prawda, że lepiej mi się pisało, kiedy czułam się w opór smutna. Teraz nie jestem w opór smutna. Znaczy, bywam. Na pewno będę za parę dni, bo od jakiegoś czasu nie biorę leków. Nie, że nie mam. Nie, że nie mogę. Leżą w szafce kuchennej. Po prostu mi się nie chce. Wymarzony pacjent każdego lekarza. Ostatnio jak byłam spalona, to na miniaturze piosenki Maty przeczytałam "co dostateczne jest miłością" zamiast "co ostatecznie jest miłością". I wtedy, i teraz czuję, że jest to mega mądre. Czy ja chcę się rozpływać na temat miłości? Niezbyt. Cały czas mam wrażenie, że zapeszę. Będę 20 lat po ślubię i też tak będzie mi się zdawać. Powiem tylko, że jest fajnie. Pogodziłam się z wieloma sprawami. Z jednymi wcześniej, z innymi później, w każdym razie trochę mnie tu nie było. W każdym razie mam 23 lata i dalej jestem głupia jak but z lewej nogi i do tego panicznie się boję. Serio, boję się, codziennie się boję. Nienawidzę nowych rzeczy, totalnie nie mam ambicji i stresuje mnie byle gówno. Jezu, znowu się rozproszyłam i pewnie cały post będzie już o kant dupy potrzaskać. No, ale chciałam w sumie tylko powiedzieć, że u mnie okej. Słodka jak truskawki latem A trzyma w łapie tylko kubek słonych łez Skromna jak pole fiołkowe i to w ponury dzień Ej chyba dzwoni kurier Tylko szkoda że tym razem kwiaty wylądują w kuble Dobrze wiem co Pani czuje Wiem co Pani czuje i chyba to rozumiem Dzisiaj zostaję w domu bo chcę Pisać jeszcze parę zdań Dzisiaj zostałem w domu Ale list mam list mam mam mam Okej Cwana jak lis wie o wszystkim Zostało słuchać jak się drze Potem jak niedźwiedź śpi z dziesięć godzin I to całkiem twardym snem Na samym dole zostałem ja i mój posępny cień Odgrywam rolę lecz nie nadaję się do takich scen Dzisiaj zostaję w domu bo chcę Pisać jeszcze parę zdań Dzisiaj zostałem w domu Ale list mam list mam mam mam

wtorek, 22 września 2020

wondering

 Siedzę jak sierota bosa, pijąc z gwinta wino. Takie wiecie, z bardzo ekskluzywnej półki cenowej (10,90). Jest obrzydliwe.
Zastanawiam się czy ktokolwiek to czyta odkąd zniknęłam z aska. Nieważne, i tak piszę to bardziej dla siebie. Bo jak zwykle kiedy tu wracam mam lekkie (hehe) depresso i chyba muszę co nieco z siebie wyrzucić. Co śmieszne - właściwie nic się nie stało. Owszem, zdarzają się małe fakapy tu i tam, ale nic specjalnie spektakularnego. Oby tak pozostało, bo może się okazać, że tym razem uda mi się opuścić ten świat przez okno. 

niedziela, 26 lipca 2020

about shattering hearts

Wiecie co, konia z rzędem temu, co nie miał nigdy złamanego serca. No bo właściwie, każdemu się zdarza raz czy drugi. 
Mi się też zdarzyło. Niepopularna opinia - pierwszy raz w tym wypadku jest najłatwiejszy. Każdy kolejny poprzedza przerażenie, że to uczucie się powtórzy. 
A nie jestem osobą, którą przeraża wiele rzeczy. Większość z nich zawiera się w zakresie "pływa" i "nie posiada kręgosłupa". 
Oczywiście, wracając do tematu, pewnych rzeczy da się nauczyć. Jak zminimalizować wpływ złamanego serca na ogólną egzystencję jest jedną z nich. Żadnego poradnika się nie spodziewajcie. Jedyną moją radą byłoby trzymanie dystansu od ludzi. To nic nie gwarantuje, ale ułatwia. Mówię to ja, osoba w związku od 3 lat z hakiem. Ha, dobre. 

czwartek, 25 czerwca 2020

wielkie oczy

Coraz większe.
Nie wiem co się dzieje, ale przeraża mnie moja dorosłość. Za dnia wybieram kafelki, a w nocy mam ataki paniki. Żart, nie znam się na kafelkach, chodzę tam za Karolem dla towarzystwa, niech sam wybiera. Tylko takie, żeby się łatwo myło. Nie umiem w wystrój wnętrz. 
Jutro ostatni egzamin, a ja zamiast się uczyć piszę bzdury. Co jest w sumie klasyczne. 
Serce trochę mi pęka, a trochę wybucha. Czuje się jakby ktoś mi dał "berka", a ja zamiast gonić stała i patrzyła. No tak mniej więcej. 
Robiłam małe kroczki. Podpaliłam szafę. Poszłam na łyżwy i bawiłam się dobrze. Zrobiłam selekcję znajomych na fejsbuku. Nie rozpłakałam się. Jest gites. Jestem twardym ciasteczkiem. 
Lepiej uważajcie na zęby. 

piątek, 12 czerwca 2020

I odpuść mi moje winy,
Chociaż ja nie odpuściłam moim winowajcom (i wszyscy dobrze wiemy, że nawet nie próbowałam).
I nie wódź mnie na pokuszenie,
Bo sama sobie świetnie z tym radzę.
Zbawić mnie ode złego mógłbyś,
Ale w sumie to bez spiny.

środa, 27 maja 2020

not here anymore

Szczerze powiedziawszy - nie wiem kim jestem ostatnio. Usunęłam aska, ogólnie trochę mnie wywaliło w kosmos. Może to i zdrowiej. Nawet na pewno. W sumie wszystko mi jedno. Jest mi dobrze. Chociaż nie do końca. Dalej czuję się nie na miejscu, wszędzie nie na miejscu, ale to tak chyba musi być. 
Dzieją się rzeczy, które już dawno przewidywałam, chyba nawet odkąd pamiętam. Jestem spłukana, zrezygnowana, ale wyspana i całkiem spokojna. 
Musiałam uspokoić się z używkami, bo popłynęłam ostatnio trochę za bardzo.
Może będę miała axolotla. Nie wiem jeszcze kiedy. W ogóle "kiedy", to ostatnio trochę śmieszny koncept, bo straciłam poczucie czasu. 
Będzie mi brakować tego wszystkiego i bardzo się boję, bo nie jestem dobra w nowe rzeczy. Nie mogę tu zostać. Muszę iść. Może tej drogi nie będę musiała przechodzić sama. Dla odmiany.