Właśnie napisałam ostatni egzamin w tym semestrze (nie liczę sesji poprawkowej, bo jeszcze nie wiem czy będę mieć coś do poprawy). Tym sposobem do ukończenia drugiego roku studiów pozostały mi tylko praktyki. Dalej zastanawiam się jakim cudem w ogóle się na tym kierunku znalazłam i jak to się dzieje, że dalej się utrzymuję. Bądźmy szczerzy - mój wkład pracy jest równy zeru, zapał również. Jakoś wielkiego podsumowania tego roku akademickiego pisać nie będę, poza tym, że nie byłam pewna czy dobrnę żywa do końca, z różnych przyczyn. W każdym razie - zaczął się bardzo źle. Ale to już średnio ważne, odbiję sobie ten zły początek w swoim czasie, a jak na razie jest w porządku, nie narzekam.
Wróciłam do względnej równowagi psychicznej, która mi sie wcześniej popsuła przez nawał obowiązków (sama sobie je wzięłam na głowę, no ale...), odpoczęłam i już nie chce mi się płakać na samą myśl, że jutro też jest dzień.
Przy wejściu na panewnicki cmentarz ktoś napisał kredą "ŚMIERĆ NADCHODZI" i za każdym razem mnie korci, żeby dopisać "to niech się kurwa pospieszy".

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz