wtorek, 24 lipca 2018

rzygam tęczą

No może niekoniecznie tęczą. Pod opalenizną jestem blada jak papier, jem jeszcze mniej niż zwykle, a pokonanie więcej niż jednej kondygnacji schodów jest na chwilę obecną niewykonalne. Rzadko choruję, ale jak już to rozkłada mnie jelitówka. Serio, ja nawet nie muszę jakoś często rzygać, żeby być odwodniona w moment.
Dzisiaj zjadłam aż kleik ryżowy (wyrzygany), chrupki kukurydziane (też) i einlauf (miejmy nadzieję, że nie). W ilościach dla bobasa bardziej niż dla 21latki.
Choroba generuje mi dość sporą obsuwę w praktykach, niestety. Wolałabym jednak mieć je za sobą. 

Jestem chyba zbyt mało smutna, żeby generować jakieś tfurcze posty, albo już wszystko zostało powiedziane i nie ma co roztrząsać. Chociaż dalej gdzieś tam siedzi ten jad i bunt.
Pokićkały mi się ostatnio relacje z wieloma osobami, nawet nie jestem aż tak smutna jakby mogło się wydawać, mam tylko takie "huh, no okej, ciekawe". Nie mam siły się uganiać, ledwo mam siłę rozmawiać z tymi kilkoma osobami z którymi jeszcze mi się zdarza zamienić słowo.
Doszłam do wniosku, że wszyscy jesteśmy chujowi, nie ma że boli. Ja psioczę na kogoś, a jeszcze ktoś inny na mnie. Taka kolej rzeczy. Nie ze wszystkimi musi być nam po drodze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz