Dzisiaj zjadłam aż kleik ryżowy (wyrzygany), chrupki kukurydziane (też) i einlauf (miejmy nadzieję, że nie). W ilościach dla bobasa bardziej niż dla 21latki.
Choroba generuje mi dość sporą obsuwę w praktykach, niestety. Wolałabym jednak mieć je za sobą.
Jestem chyba zbyt mało smutna, żeby generować jakieś tfurcze posty, albo już wszystko zostało powiedziane i nie ma co roztrząsać. Chociaż dalej gdzieś tam siedzi ten jad i bunt.
Pokićkały mi się ostatnio relacje z wieloma osobami, nawet nie jestem aż tak smutna jakby mogło się wydawać, mam tylko takie "huh, no okej, ciekawe". Nie mam siły się uganiać, ledwo mam siłę rozmawiać z tymi kilkoma osobami z którymi jeszcze mi się zdarza zamienić słowo.
Doszłam do wniosku, że wszyscy jesteśmy chujowi, nie ma że boli. Ja psioczę na kogoś, a jeszcze ktoś inny na mnie. Taka kolej rzeczy. Nie ze wszystkimi musi być nam po drodze.
Pokićkały mi się ostatnio relacje z wieloma osobami, nawet nie jestem aż tak smutna jakby mogło się wydawać, mam tylko takie "huh, no okej, ciekawe". Nie mam siły się uganiać, ledwo mam siłę rozmawiać z tymi kilkoma osobami z którymi jeszcze mi się zdarza zamienić słowo.
Doszłam do wniosku, że wszyscy jesteśmy chujowi, nie ma że boli. Ja psioczę na kogoś, a jeszcze ktoś inny na mnie. Taka kolej rzeczy. Nie ze wszystkimi musi być nam po drodze.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz