W sumie zauważyliście pewną prawidłowość? Albo nie piszę wcale, albo piszę co-dzien-nie.
W każdym razie - do meritum bo zapomnę. Dopiero niedawno poradziłam sobie w miarę z tym, że dalj jestem "work in progress". Mam swoje zainteresowania i nawyki, ale cały czas dochodzę do tego, że niekoniecznie muszę mieć wszystko ogarnięte. Niekoniecznie muszę znać wszystkie swoje słabe i mocne strony, wiedzieć w czym poczuję się dobrze, a w czym nie. Jak byłam mała mama często mówiła mi, że mam słomiany zapał. Ale szczerze? Skąd miałam wiedzieć, czy dane zajęcia mi się spodobają czy nie. Jak już się przełamałam do tańca to tańczyłam ładne parę lat.
Głównie chodzi mi o to, że czasem myślę jak to wszyscy nie są przede mną do przodu. Niby w moim wieku, a ogarnięte plany na przyszłość, zadbane paznokcie, plan treningowy, rozwój zawodowy na 10 lat w przód... A ja? Ja siedzę sobie w swoim wesołym grajdołku, nawet nie wiedząc czy chcę pracować w zawodzie, jedyną pewną rzeczą na razie jest to, że jutro idę do lekarza... Skąd mam wiedzieć, czy to czego chcę teraz będzie się pokrywać z tym, czego będę chciała za jakiś czas, kiedy już nabiorę nowych doświadczeń?
Strasznie nie lubię planować rzeczy na chwiejnych fundamentach, dlatego ostatecznie nie planuję nic.To też nie za fajne, bo nie lubię NIE PLANOWAĆ. W efekcie czuję się niekomfortowo prawie cały czas.
No ale ja się zwykle czuję niekomfortowo, prawdę powiedziawszy. Nie lubię rzeczy zrobionych NIEIDEALNIE (serio, wbrew pozorom czasem mam pierdolca na punkcie porządku i perfekcjonizmu) więc w efekcie nie robię nic, bo bardziej mnie sfrustrują rzeczy nieidealne ale zrobione, niż niezrobione.
Muszę zacząć nad tym pracować poniekąd w ramach terapii i pracy nad sobą (tak, sama sobie prowadzę terapię - macie pojęcie ile kosztuje psychoterapeuta?? Poza tym, to bardzo ładnie poprawia samoświadomość, polecam mocno). A poniekąd żeby robić coś poza drzemaniem i odświeżaniem instagrama.
poniedziałek, 27 sierpnia 2018
niedziela, 26 sierpnia 2018
done
Ostatnio już-już pisałam pozytywnego posta. Nawet chyba mam go w wersjach roboczych. I co? I chuj bombki strzelił. Bolą mnie oczy od komputera, komar ugryzł mnie w pośladek, co chwilę wraca mi ból ucha, ujebałam test pracowniczy i do tego wszystkiego chce mi się tylko spać. Jak tu żyć?
Nie odpowiadajcie - i tak wiem, że najlepiej nie żyć.
Z plusów - przyszła mi bluzeczka i naklejki, już wybraliśmy z Karolem siłownię, za niecały miesiąc w końcu jadę na wakacje. Nie wiem, trzymam się kurczowo tych plusów.
Poza tym - czy ktoś mi wytłumaczy tok myślenia dziewczyn które noszą krótkie spodenki do grubej bluzy? Wygląda to bardzo fajnie, ale za każdym razem zastanawiam się czy na górze się gotuje, czy dostaje akurat odmrożeń kończyn dolnych. Nigdy nie wiem, ale nie brzmi to dobrze.

I was in your arms
Thinking I belonged there
I figured it made sense
Building me a fence
Building me a home
Thinking I'd be strong there
But I was a fool
Playing by the rules
The gods may throw a dice
Their minds as cold as ice
And someone way down here
Loses someone dear
The winner takes it all
The loser has to fall
It's simple and it's plain
Why should I complain?
But tell me, does she kiss
Like I used to kiss you?
Does it feel the same
When she calls your name?
Somewhere deep inside
You must know I miss you
But what can I say?
Rules must be obeyed
Widzę, że system formatowania tekstu na bloggerze jest równie trafiony co w Wordzie i nie wiem czy bardziej mnie to rozwala czy smuci.
W sumie wiem jak to komicznie zabrzmi, ale Mamma Mia to bardzo pocieszający film. I zabawny. Ale głównie pocieszający. + Abba. + Większość bohaterów to fajne postacie kobiece. + Trzej tatusiowie. To naprawdę spoczko.
Za niedługo czeka mnie pisanie ankiety, co jest początkiem mojej walki z licencjatem. Jestem tym śmiertelnie przerażona, bo jak znam siebie to będę robić wszystko na ostatnią chwilę. A wątpię czy pani doktor będzie tym faktem usatysfakcjonowana. Powiedziała mi, że nie wiedziałam na co się piszę wybierając ją jako promotora, ale to chyba ona nie wie, co ją czeka. Jestem prawdopodobnie największym leniem w dziejach tej uczelni.
Eh, chyba pójdę spać. To WCAAAALE nie tak, że spałam od 15 do 19.
Wiecie, chyba nudna jestem ostatnio. Żadnych zawirowań uczuciowych, psychicznych, żadnych dram o których mogłabym pisać. W sumie taka prawda - żyję sobie o dziwo całkiem spokojnie, nie licząc okazyjnych spięć z Karolem, które odbywają się na zasadzie "WKURWIASZ MNIE" "dobra już, nie przesadzaj" "ALE KAROL, WKURWIASZ MNIE", "dobra, chodź do maka". I na tym się kończy.
piątek, 10 sierpnia 2018
Melting
Leżę sobię w łóżku. Obok mnie śpi Niedźwiedź, który usiłuje nie dotknąć mnie nawet jednym paluszkiem bo mu za gorąco. Mi też gorąco, ale nie aż tak.
Zdarza mu się gadać przez sen. Co w sumie jest urocze.
Mam cudowne poczucie wolności, czeka mnie rozliczenie we wtorek i w końcu mam wymarzone wakacje. No nie do końca wakacje, bo pracuję, ale umarłabym z nudów siedząc cały czas w domu - w końcu Niedźwiedź też pracuje więc nie ma możliwości spędzać ze mną każdej chwilki. Jutro wypłata, mam nadzieję, że w sobotę Karol da się wyciągnąć na Trzebinię albo do Kato (mam przeraźliwa ochotę na Starbucksa i kanapkę z Subwaya - prawie jak w ciąży). Notabene - naoglądałam się ostatnio i naprzytulałam tyle noworodków, że włącza mi się instyknt macierzyński i muszę przypominać oszalałym hormonom, że nie. Definitywnie nie teraz. Jak teraz przerwę studia to już ich nie skończę. A w sumie to wypadałoby.
Nauczyłam się pływać ostatnio. Głównie dlatego, że innej opcji nie miałam, bo dno było jakieś 10 metrów pode mną, a ja bardzo nie chcę utonąć.
Ostatnio powiedziałam jednej z położnych, że wkurza mnie moje pismo bo wygląda jak u dziecka. Zanim powiedziała mi, że mam się cieszyć, bo czytelnie wypełniona dokumentacja to skarb, skomentowała też jednym zdaniem - "Ależ kotku, przecież ty jesteś jeszcze dzieckiem". W końcu ktoś kto to rozumie. Ogólnie większość położnych jest kochana, szczególnie te starsze. Dla nich jestem "kotkiem", "kochaniem", "słonkiem" albo "malutką". Pilnują, żebym jadła śniadanie, kupują mi lody, odpytują i pilnują, żebym miała ładnie wypełniony partogram. Moją faworytką jest pani Krysia, która uznała, że jestem trudnym przypadkiem bycia w gorącej wodzie kąpanym - nie przeszkodziło jej to w nauczeniu mnie od podstaw badania wewnętrzego, słuchania KTG tak żeby rozumieć i wytłumaczeniu WSZYSTKIEGO czego sobie akurat zapomniałam.
Jest też pani Kasia którą rozbawiałam do łez przynajmniej 3 razy w ciągu dyżuru i pani Asia, która w wolnych chwilach opowiadała mi o swoich najciekawszych momentach w pracy.
I tak najbardziej bawi mnie to, że jestem ulubienicą wszystkich pań salowych. Nie mam pojęcia skąd to się mogło wziąć, no może poza tym, że jak już załapałam rytm dnia w szpitalu to szłam im pomóc z odesłaniem posiłku, unikałam deptania po świeżo wytartej podłodze i biegałam 50 razy dziennie do laboru. Tak więc całkiem dobrze wspominam te praktyki.
Teraz przyda mi się trochę oddechu.
Zdarza mu się gadać przez sen. Co w sumie jest urocze.
Mam cudowne poczucie wolności, czeka mnie rozliczenie we wtorek i w końcu mam wymarzone wakacje. No nie do końca wakacje, bo pracuję, ale umarłabym z nudów siedząc cały czas w domu - w końcu Niedźwiedź też pracuje więc nie ma możliwości spędzać ze mną każdej chwilki. Jutro wypłata, mam nadzieję, że w sobotę Karol da się wyciągnąć na Trzebinię albo do Kato (mam przeraźliwa ochotę na Starbucksa i kanapkę z Subwaya - prawie jak w ciąży). Notabene - naoglądałam się ostatnio i naprzytulałam tyle noworodków, że włącza mi się instyknt macierzyński i muszę przypominać oszalałym hormonom, że nie. Definitywnie nie teraz. Jak teraz przerwę studia to już ich nie skończę. A w sumie to wypadałoby.
Nauczyłam się pływać ostatnio. Głównie dlatego, że innej opcji nie miałam, bo dno było jakieś 10 metrów pode mną, a ja bardzo nie chcę utonąć.
Ostatnio powiedziałam jednej z położnych, że wkurza mnie moje pismo bo wygląda jak u dziecka. Zanim powiedziała mi, że mam się cieszyć, bo czytelnie wypełniona dokumentacja to skarb, skomentowała też jednym zdaniem - "Ależ kotku, przecież ty jesteś jeszcze dzieckiem". W końcu ktoś kto to rozumie. Ogólnie większość położnych jest kochana, szczególnie te starsze. Dla nich jestem "kotkiem", "kochaniem", "słonkiem" albo "malutką". Pilnują, żebym jadła śniadanie, kupują mi lody, odpytują i pilnują, żebym miała ładnie wypełniony partogram. Moją faworytką jest pani Krysia, która uznała, że jestem trudnym przypadkiem bycia w gorącej wodzie kąpanym - nie przeszkodziło jej to w nauczeniu mnie od podstaw badania wewnętrzego, słuchania KTG tak żeby rozumieć i wytłumaczeniu WSZYSTKIEGO czego sobie akurat zapomniałam.
Jest też pani Kasia którą rozbawiałam do łez przynajmniej 3 razy w ciągu dyżuru i pani Asia, która w wolnych chwilach opowiadała mi o swoich najciekawszych momentach w pracy.
I tak najbardziej bawi mnie to, że jestem ulubienicą wszystkich pań salowych. Nie mam pojęcia skąd to się mogło wziąć, no może poza tym, że jak już załapałam rytm dnia w szpitalu to szłam im pomóc z odesłaniem posiłku, unikałam deptania po świeżo wytartej podłodze i biegałam 50 razy dziennie do laboru. Tak więc całkiem dobrze wspominam te praktyki.
Teraz przyda mi się trochę oddechu.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)