środa, 12 września 2018

That's the Dead Sea level of "salty"

Wystarczyło nasmarować jednego posta na blogu w którym wspominam o anonach wpieprzających się w życie i voilà! Już usłyszałam (przeczytałam) od anona, że w takim razie oby te anony ode mnie odeszły. Oh noes. Nie wyobrażam sobie mojego życia bez nieznanych mi osób, które mają czelność mówić mi na jakie tematy mogę się wypowiadać bez "kompromitowania się". Of kors nie podpisują się pod tym swoim nazwiskiem. Ba, nawet pseudonimem. 
Ciekawa jestem jak wielu z tych ekspertów od mojego życia:
a) przeżyłoby tydzień na moim miejscu
b) byłoby w stanie podejść do mnie i powiedzieć mi to samo twarzą w twarz.

Zbliżają się moje kolejne urodziny, chciałabym móc napisać że planuję duże zmiany itp. No ale nie, nie planuję. Mam zamiar przetrwać kolejny rok mojej smutnej egzystencji, tak samo jak dwa poprzednie. Świat lubi mi przypominać, że wcale mnie tu nie zapraszał, więc jak już jakoś tu trafiłam to muszę sobie poradzić. 
Wracam myślami do momentu kiedy sypnęło mi się wszystko co znałam i w jednym momencie straciłam grunt pod nogami. Z jednej strony - czuję żal, pustkę, tęsknotę i przede wszystkim złość, że tak wyszło. Najgorszy dzień (i noc) w moim życiu, zdecydowanie. Mówię tu o nocy przed pierwszym dniem zajęć na uczelni i tym dniu. Tak czy siak byłam przerażona, samotna, zestresowana, a dodatkowo dostałam jeszcze takiego cudownego kopniaczka. Mam nadzieję, że kiedyś się dowiem co z tego miałam wyciągnąć, bo na razie najwidoczniej nie dorosłam i dalej nie wiem. W zeszłym roku w podobnym czasie dostałam podobnego kopa i co najśmieszniejsze - zniosłam go o wiele lepiej. Sinusoida nastrojów wychodząca zawsze i tak na minus została zastąpiona prostą o nazwie "chujowo acz stabilnie" i odczułam to jako sporą poprawę. O ironio!
No ale to fakt, najbardziej na świecie nienawidzę niepewności, więc jakkolwiek by nie było, odpadł stres. 
I tak zrobiłam progres, bo w zasadzie nigdy wcześniej o tym nie wspominałam. 
Jest lepiej tak czy siak. To nie ma być post motywacyjny, nie umiem motywować, nie ma nic motywującego w życiu na siłę. Nie chcę zostawiać ludzi, nie chcę dawać innym satysfakcji, że mieli jakiś udział w moim upadku. W zasadzie, to byłaby tak czy siak błędna - sama jestem swoim najgorszym wrogiem. Ale żyję z przekory, z uporu, z przekonania, że właściwie co mi szkodzi, zawsze mogę po prostu "wyjść". Ale nie wychodzę. 
Poza tym czekam, czekam na jej telefon
W płucach wiruje tytoń, a w żyłach pływa żelbeton
I znów mi ucieka życie, ja znowu gonię peleton
Lecz życie jest coraz szybsze i czmycha z moją kobietą
Olej sypianie, spanie zostaw szkieletom
Czekam na Ciebie w Planie B, będę tu czekał wieczność
Piszę, a ty ani me ani be, zrozum ranisz i hańbisz mnie
Przecież właśnie widziałem, na mieście bawisz się? Zabij się
Ciągle czekam, plac Zbawiciela, chodź zbawić mnie
Nie będę gryzł ani strzelał, chodź ze mną napić się
Przecież widzę, że widzisz co Ci tu piszę
Więc jutro spiszę to wszystko i wszystko to upublicznię

Tak, lubię posłuchać Taco Hemingwaya. 
Czasem myślę, że jednak powinnam była urodzić się facetem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz