piątek, 7 września 2018

Neverending story

Miałam zryw weny i pousuwałam w cholerę pytań z aska. Jak tak sobie myślę, to gdyby nie moje czystki byłoby ich spokojnie z 10 tysięcy. Czasem już przychodzi mi na myśl, żeby zwinąć stamtąd manatki i pójść w swoją stronę, ale to nie ten czas jeszcze. Pewnie brakowałoby mi wszystkowiedzących anonów, które najbardziej znają się oczywiście na tym co mi siedzi w głowie, co mną kieruje, co sobie myślę, co dla mnie lepsze, gorsze czy też bardziej kompromitujące.
Jeszcze 3 dni i wypłata, nie mogę się doczekać - w końcu będę mogła zrobić zakupy na wyjazd i mieć czystą głowę, a nie myśleć non stop o czym zapomnę. Mam nadzieję, że jeszcze załapiemy się na pogodę. 
Ostatnio jestem śpiąca w najbardziej nietrafionych momentach. Podczas zmiany, siedząc w wannie czy oglądając film. Za to usiłując zasnąć obracam się z boku na bok przez parę godzin. Żenua. 
Jutro idę do Niedźwiedzia na noc, z racji tego, że ma wolną chatę. W niedzielę robimy melanż, który i tak pewnie spędzę na telefonie. Nie jestem imprezowym typem. Lubię siedzieć i obserwować. 
Ostatnio gryzło mnie parę rzeczy, na szczęście trochę już mi przeszły smuteczki, ale obawiam się, że nie na długo. Smuteczki zawsze wracają. Co prawda śmieszki też wracają, jak ostatnio, kiedy czytałam mój pamiętnik z gimnazjum i wyłam ze śmiechu dosłownie. Byłam taka eDgY i speszal płateczkiem śniegu, że aż przechodzą mnie ciarki wstydu. Na szczęście z pewnych rzeczy wyrosłam albo nawet zupełnie zapomniałam, że miały miejsce - fajnie sobie przypomnieć. Dalej mam sentyment do pewnych miejsc, wydarzeń z tych czasów. Ostatnio w skrzyni pod łóżkiem znalazłam krokodyla Janusza Maja, pudełko z napisem "dla Rudej", stare zdjęcia i liściki od Miśki. Jakoś dalej nie umiem tego ogarnąć, że to już tyle czasu temu, 5 lat. Czuję się jak staruszka, w sumie to nawet wtedy bym nie pomyślała, że znajdę się w takim miejscu.
Byłam dziś w kinie na "Zakonnicy". Jako pracownik nie powinnam wypowiadać się o nim negatywnie, ale w zasadzie to nawet nie mam zbytnio zamiaru. Ot film jak film. Historia trochę uproszczona, ale trzymała się kupy. Jedyny minus to zdecydowanie to... że nie jest straszny. No dobra, jest kilka jumpscare'ów, ale w porównaniu z Obecnością z którą przecież łączy go uniwersum, czy choćby z Annabelle, jest po prostu... słabiutki. Nie ma żadnego poczucia zagrożenia, brakuje tego uczucia bezbronności z poprzednich filmów. Muzyka nie jest zła, o czym świadczy między innymi to, że parę razy nawet zwróciłam na nią uwagę. Widoczki klasztoru są klimatyczne, budzą niepokój ale nic więcej. Może dla osoby o słabszych nerwach niż ja ten film byłby straszny. Naprawdę żałuję, że zaprzepaścili bardzo ładną okazję do sprawienia, żebym się obsrała ze strachu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz