Nie dzwoń do przyjaciółki. Nie pomoże ci już dziś.
To jest dorosłość, chciałaś jej od podstawówki, co?
Wolę Zozole. Olej to i mnie puknij, no chodź.
Ostatnio piszę w piosenkach Taco bardziej niż moimi własnymi słowami. Właśnie dotarło do mnie, że ciężko mi się pisze z długimi paznokciami - nigdy wcześniej tego nie odczuwałam.
No nieważne, chuj z paznokciami. Znowu wyszło na moje, oczywiście, musiało wyjść. Spodziewałam się tego, nie tylko ja. Zresztą teraz to i tak musztarda po obiedzie, swoją drogą zwisa mi to bardziej niż myślałam.
Łobuziarstwo wychodzi ze mnie nawet jak już nie wypada, za stara jestem na takie ekscesy, chociaż tak naprawdę nigdy nie będę. Nie wiem gdzie idę, nie wiem już nawet czego oczekuję, jak myślę o poprzednich wizjach to chce mi się śmiać i płakać. Widzę siebie palącą fajkę na parapecie kawalerki, tyle, maks, nic dalej.
Coraz częściej świszczy mi w płucach, sypię się, kręgosłup jakby postarzał mi się o 50 lat w ciągu paru miesięcy. Mam wrażenie, że to nie byłam ja, że teraz jestem jakimś cynicznym duszkiem, wydestylowanym czystym złem (złem?) z tego co kiedyś było mną. Zresztą nie wiem czy to zło, chociaż tym złem równie dobrze może być pustka i obojętność. No whatev, bujam się między pracą a łóżkiem i szczerze to podoba mi się ta bezmyślność. Ależ panie psychiatro, ja po prostu nie lubię być dorosła.
Tylko jedno spotkanie a potem mogę umierać.
Więc latam w te i wewte jak ten pierdolony bumerang.
Żart, na samą myśl chce mi się rzygać, nie wiem czy z obrzydzenia czy z irytacji. To jedyny strup którego nie ruszam, nauczyłam się chodzić na paluszkach wokół szafy, przy każdym głośniejszym skrzypnięciu opieram się o ścianę z ulgą, że nie pierdolnęło tym razem.
To nie komedia. Antygona ma wzór wam dać.
Tutaj ma być tragedia. Obok antyczny chór ma stać.
Proszę, idźcie się zabić, poważnie, sam mogę sznur wam dać,
albo jakiś karabin, lecz idźcie wy wszyscy w trumnach spać.
Ja nie sypiam. Łykam energetyki,
widzi pan, no jak mam sypiać, gdy wszędzie przeklęte krzyki?
Mnie tam wystarczy jeden sznur, chociaż moją pętlę ostatnio przy okazji sprzątania symbolicznie rozwiązałam. Chuj z wieszaniem się, wieszanie się jest tchórzliwe, następnym razem będę skakać, z tego się nie da wycofać. Ale niee, może lepiej żebym nie miała ku temu powodów, chociaż nie, zawsze je mam, jestem jednym wielkim powodem, suicidal ideations.
Moi znajomi robią biznes a ja wciąż jestem nikim.
Cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.
Do szafy schowali vansy, powoli noszą trzewiki
i poważnieją, nazywają nagle ‘moczem’ swe siki.
Biegam po mieście i cię ścigam bez przerwy.
Biegam jak kurczak bez głowy, albo jak piłkarz z rezerwy.
Boję się, że cię zobaczę, więc topię w drinkach te nerwy.
Nerwy ze stali mam. Choć chyba nie tej nierdzewnej.
O boże, zapomniałam włożyć drugiej słuchawki słuchając Bohemian Rhapsody.
Podobne mam odczucie co do mojego życia. Niby wszystko cacy, ale czegoś brakuje.
Galileo
Czuję się jakbym odwróciła się od starej przyjaciółki. Najstarszej. Ale chyba cały czas idziemy ramię w ramię, nos w nos. (Czy ona ma nos?)
W sumie to ta, bo cały czas wtyka go w moje życie. Może to wymyślony nos, tak jak wymyśleni przyjaciele.
Chyba powinnam iść spać.
Kiedy zamykam oczy widzę zapałki i benzynę, widzę drzazgi pod paznokciami i wywiercone dziury w kolanach. Nieładnie maleńka. Tak się nie bawimy.
W sumie u mnie nie ma trójkątów, może jakiś bardzo-wielokąt nieforemny. Ale nie chodzi mi o łóżko. Szkoda w zasadzie. Nieważne.
The show must go on, yeah
The show must go on
I'll face it with a grin
I'm never giving in
On with the show
Ooh, I'll top the bill, I'll overkill



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz