Czemu jest mi smutno.
Nie mam pojęcia.
Kończa mi się tabletki i coraz częściej fantazjuję o wypychaniu ludzi z okien.
Mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję, że jestem nie z tego świata. A w zasadzie, z żadnego świata nie jestem i to kwestia czasu kiedy upomni się o mnie to wielkie nic.
Na razie zakopuję się po uszy, a może i po czubek głowy w jedynej rzeczy z którą czuję się okej, chociaż dziwnie mi się czuć okej z rzeczą która jest powszechnie nieokej. Boże, tak bardzo nie umiem ostatnio spać. Schudłam dwa kilo, mimo że jem całkiem sporo. Między rzeczami których boję się panicznie są m.in. ośmiornice, meduzy i fakt, że przytyję.
Czasem dalej jestem bardzo zła w środku, zła i opuszczona i z poczuciem niesprawiedliwości. Jakbym miała wybrać słowo opisujące moje życie, to byłoby to wykrzyczane oskarżycielskim tonem "dlaczego?".
Sama nie wiem, usiłuję sobie ostatnio wklepać w mózg że to wszystko ma cel i sens i że będzie dobrze, musi być dobrze. Chyba na razie niezbyt w to wierzę, mimo że bardzo chcę. Oszaleję jeśli okaże się, że to nieprawda i wszystko może się jebać, bo tak czy siak jesteśmy tylko liśćmi na wietrze.
A co jeśli jesteśmy? I nie ma nic, ani przed, ani po, żadnego celu, żadnego sensu, albo sens który jest poza naszym pojmowaniem i gdzieś nam ucieka?
Czemu myślę o tym o wpół do 1 w nocy?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz