niedziela, 28 stycznia 2018

one lucky motherfucker

Nie pisałam, bo pracowałam i byłam zbyt zmęczona życiem. Dzisiaj mogę, bo jutro i tak mam tylko pedagogikę a potem nic. Jestem bardzo podekscytowana faktem, że może za niedługo przeszkolą mnie na kasę.
Kończy się semestr i coraz więcej jest memów o sesji depresji, a ja sama nie wiem czy to takie tragiczne bo mam dwa egzaminy i w zasadzie nic poza tym. Nie mam czym się martwić.
Plusem pracy jest to, że nie mam czasu myśleć i poznałam różne fajne osoby. Poza tym zwykle zasypiam od strzała. No teraz nie, ale teraz to uznałam, że nie mam nic lepszego do roboty i mogę napisać.
Jest mi bardzo głupio jak czytam komentarze ludzi na temat akcji ratunkowej w Himalajach i marudzą, że albo
a) po co oni tam wchodzili, nie mogli siedzieć na dupie, hur dur???
b) czemu nie próbowali ratować Tomka, mają krew na rękach, hurr durr!!!
Sama nie wiem którzy mnie bardziej wkurwiają, boże, jak można być tak ograniczonym.
Mam zegarek pierwszy raz od podstawówki i to dość dziwne - fajne ale dziwne. W sensie - bo ja ogólnie nie lubię biżuterii czy tam właśnie zegarków, bo niepotrzebnie ograniczają mi swobodę ruchów i się haczą, przeszkadzają etc. No ale w pracy muszę mieć, a przynajmniej przydaje się bardzo, więc zakupiłam sobie taki za trzy dyszki i dzisiaj chodziłam dumna i zadowolona. Trochę dzieciuch ze mnie, ale chyba jestem lubianym dzieciuchem więc jest okej.
Chciałabym napisać coś bardziej filozoficznego, ale ja ostatnio jestem otoczona prozą życia i nie bardzo wiem co. No dobra, ostatnio usłyszałam od zupełnie obcej osoby że widać po mnie moją marzycielską naturę. Złapałam niezłego mindfucka, bo moja marzycielska natura raczej nie jest gdzieś na wierzchu jak pracuję. Wtedy na tapecie jest ta do bólu konkretna natura.
Znowu pada, eh. Idę chyba spać, bo co mam robić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz