czwartek, 11 stycznia 2018

unicorns and goodbyes

Dziś usłyszałam, że jestem właściwą osobą na właściwym miejscu.
Jeśli dla kogokolwiek właściwym jest miejsce w którym żegnasz się z małym człowieczkiem, który nie miał szansy stać się dużym człowieczkiem.
I tak dobrze, że zrobiłam to ja, po swojemu - spokojnie, bez obrzydzenia i pośpiechu.
Nie wstrząsnęło to mną tak jak chyba powinno, chociaż nie wiem dlaczego powinno. Śmierć jest naturalna, co prawda ta akurat była cholernie ironiczna i brzydka.
Niczyja wina.
"Nie można się tym tak przejmować"
"Ale ja bym się przejmowała. Dlatego ja wolę pracować z żywymi"


Pada marznący deszcz, a ja dopiero wstałam. Śniło mi się, że kupiłam sobie konia, nie wiem po co mi koń, ale w porządku. Siedzę w moich paputkach-jednorożcach i w bluzie z jednorożcem, którą dziś odebrałam. Pizga złem, ale muszę tu w końcu wywietrzyć. Jeszcze jutro jedne zajęcia, a potem nocka i chwilę odpocznę. Wolę jednak spać w dzień niż w nocy.
W sobotę lekarz, znowu głupio się przyznać że nie brałam lekarstw - żeby je brać trzeba jeść normalne posiłki co najmniej trzy razy dziennie, a u mnie to niewykonalna abstrakcja. Chciałabym już wakacje, mieć normalną pracę a nie te cholerne praktyki gdzie dostajesz zjebkę za wszystko, a do tego harujesz za darmo. To wszystko chyba jest mocno nie dla mnie, odnoszę wrażenie że ja nigdzie do końca nie będę pasować, w niczym się nie widzę tak na dobrą sprawę. No poza jedną rzeczą, ale też się boję że mi się szybko znudzi.
Plus dodatni uczelni medycznej to definitywnie ilość podręczników do medycyny sądowej, jaką jestem w stanie zdobyć w bibliotece. Plus ujemny jest taki, że nie masz czasu tego czytać. Żart - ja się i tak prawię nie uczę. Nie no, staram się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz