Planuję wydatki z pieniędzy, których nawet jeszcze nie mam ale módlmy się żebym miała. Najbardziej nie mogę doczekać się wakacji, Karol obiecał że pojedziemy nad morze. Kocham morze i już skaczę z radości, chociaż nie wiem czy nie wolę tego polskiego - bo nigdy nie byłam nad zagranicznym morzem, no ale przecież to się sprawdzi. Kwestia czasu. I może nawet w końcu polecę samolotem, to też byłoby super.
Z drugiej strony myślimy też o tym mieszkaniu razem, jestem jednocześnie podekscytowana i przerażona, bo nagle spadną mi na głowę wydatki, płacenie rachunków, robienie zakupów i gotowanie. Z tymi dwoma ostatnimi to jeszcze pół biedy, ale dwa pierwsze powodują u mnie nerwowe tiki. Ale poza tym, już sobie myślę jakie ładne rzeczy sobie kupimy do mieszkania i jakie dobroci będę gotować. W sumie to ciekawa jestem jak to wyjdzie wszystko.
Laptop zaraz wypali mi dziurę w udach, ale jestem zbyt zmęczona, żeby siedzieć przy kompie. Tak to chociaż leżę w wyrku. Ale bądźmy szczerzy, rzadko z niego korzystam, bo co mam z nim robić. Chyba tylko jak chcę obejrzeć jakiś film, czego też nie robię za często bo nie przepadam.
Czasem wraca gdzieś temat mojego byłego i zastanawiam się ile będzie się za mną wlokła jego osoba. Mam wrażenie, że to co zrobiliśmy było zatrzaśnięciem szafy do której wcześniej wrzuciło się cały bałagan walający się po podłodze i teraz wystarczy tylko fałszywy krok czy nieostrożne puknięcie w jej drzwi, żeby to wszystko wyjebało się na nas ze zdwojoną siłą. Bardzo tego nie chcę, dlatego nawet się do niej nie zbliżam, nie wymawiam jego imienia i udaję, że ten cały czas nigdy przenigdy nie miał miejsca.
Zastanawiam się gdzie jest granica między byciem wybaczającym i wyrozumiałym, a byciem idiotą, ale albo jest tak płynna, że ja jej nie widzę, albo w ogóle jej nie ma.
Za moją podkładkę do myszki robi podręcznik z psychiatrii, czytam go sobie czasem do poduszki, samoświadomość jest kluczem do sukcesu a ja przecież staram się być bardzo świadoma i przynajmniej udawać, że mam życie pod kontrolą. Nie żeby coś, ale to nawet wygodne bo zawsze jest wymówka "ale starałam się okej??? o co chodzi".
Moja koszulka pachnie takim przyjemnym zapachem ciucha, który po praniu długo leżał w szafce pod innymi ciuchami. Nie wiem z czym on mi się kojarzy, ale jest super przyjemny i go bardzo lubię. Tak samo jak lubię zapach Karola, zapach tapicerki w aucie, zapach benzyny, kleju, spalenizny i morze. I ten zapach który wisi w powietrzu pod koniec lata, niby jeszcze jest ciepło ale już czuć że zbliża się jesień. Pewnie znalazłabym jeszcze parę(naście) tych zapachów, bo razem z piosenkami to jedna z rzeczy które najsilniej mi się kojarzą, ale na ten moment już nic nie przychodzi mi do głowy.
Dobra, nie mam siły dalej tworzyć, idę spać.
Dobra, nie mam siły dalej tworzyć, idę spać.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz