poniedziałek, 15 stycznia 2018

dziecko wojny

Znowu nie umiem spać. Jutro czeka mnie dniówka i nocka, mój masochizm nie zna granic jeśli chodzi o coś co da się skończyć jak najszybciej. Jakbym mogła to siedziałabym te 90 godzin w szpitalu bez przerwy, tylko po to, żeby mieć święty spokój jak najszybciej.
Karol spełnił swoje małe-duże marzenie i chyba cieszę się z tego tak samo jak on. Jedyne co mnie smuci, to fakt że zbliżają się jego urodziny, a ja najchętniej bym mu kupiła milion rzeczy - tylko że nie mam grosza przy dupie. No dobra, 5 złotych w skarbonce. To nie wystarczy, definitywnie. To znaczy - jemu by wystarczył kebab i seks, tak naprawdę. Ale ja chcę mu dać coś super fajnego - nie żeby seks ze mną nie był zajebisty, bo jest, heh.
Bardzo się boję przyszłego weekendu i tego jak bardzo może mnie zaboleć to co mogę zobaczyć. Mam nadzieję, że mnie to ominie, bo zaczyna brakować mi lekarstw, a do lutego jeszcze trochę czasu. Już odczuwam zejście z dawki, ale musiałam, bo by mi brakło, a to by było dużo gorsze. W sumie przeraża mnie to jak bardzo jestem od nich zależna i jak bardzo komfortowo mi w stanie obojętności. Komu by nie było, prawdę mówiąc. To ma plusy i minusy, ale w zasadzie jest okej, bo pozytywne odczucia się przebijają bardziej niż negatywne więc raczej nie odpierdalam, ale nie jestem też zombie.
Z pozytywów - zdałam anestezjologię na 4.5. Co prawda głosik w głowie mówi - "A dlaczego nie 5?" ale każę mu się zamknąć i pamiętać, że to i tak dobrze jak na mnie i moją motywację. Kolejną pozytywną rzeczą jest to, że kupiłam sobie cudowną sukienkę mieniącą się jak nocne niebo w lecie. Jeszcze nie wiem gdzie ją założę, ale wyglądam w niej niewinnie i jeszcze młodziej (a wspominałam że ostatnio noszę XS?). Usłyszałam dziś od Karola bardzo uroczy komplement - to się rzadko zdarza, jego komplementy zwykle są czymś w rodzaju "jesteś kupą. ale ładną kupą.". Oh well. Nie jestem lepsza. Chociaż ja na niego patrzę z takimi serduszkami w oczach, że to aż nieprawdopodobne. Jest śliczny i dalej nie dowierzam, że w ogóle się mną zainteresował. A tu proszę, już tyle czasu razem. 
Chętnie bym sobie zrobiła taki tatuaż, albo podpisała specjalne oświadczenie, ale oczywiście w naszym cudnym kraju się tego nie praktykuje. Paranoja. Nie rozumiem ludzi dla których liczy się życie samo w sobie, ale już jego jakość nie. Lepiej żyć i cierpieć bez szans na poprawę niż nie żyć wcale. Fałszywy humanitaryzm? Nie wiem zresztą, nie pamiętam czy to słowo miało takie znaczenie, nie mam też ochoty robić o tej porze reasearchu. Jak coś to nie bijcie. 
Zresztą, kto to w ogóle czyta...?
A zresztą, nieważne. Może to i lepiej że nikt.
Wracając do tematu reanimacji - nie wiem czemu ludzie dalej boją się śmierci i ciągną to na siłę. Dla mnie to paskudne. Rozumiem, że śmierć jest straszna jako sam koncept, nie wiemy co jest potem, opuszczamy wszystko co znajome, nie wiadomo czy bardziej optymistyczna jest opcja, że coś tam jest potem, czy że nic nie ma i się rozpływamy. Jako bliscy zmarłego tracimy kochaną osobę. Tak, to jest dość bolesny koncept. Ale do cholery, to tak nie działa. Nie rozymiem trzymania kogoś na siłę na tym łez padole. Niektórym się już nie da pomóc, chyba że dając im odejść bez dodatkowego cierpienia. To egoistyczne. Pod płaszczykiem "ratowania" i "trzymania przy życiu" kryje się nasz własny lęk przed tym jak będzie kiedy tej osoby juź z nami nie będzie. 
Dla mnie świadomość śmierci jest bardzo pocieszająca. Mówię o mojej własnej śmierci, bo śmierć bliskich mnie przeraża jak chyba każdego. Najbardziej się boję śmierci dziadka i mojego psa. To też brzmi paskudnie.
Chyba ogólnie według przyjętych norm jestem paskudnym człowiekiem. Nie czuję się z tym źle, biorąc pod uwagę fakt, że po prostu wszystko mi jedno. Bliscy wiedzą jaka jestem i skąd się to bierze. 
Moja mama dalej nie rozumie czemu lubię oglądać martwych ludzi - ale szczerze? Sama tego nie rozumiem. Poza tym, że budzą we mnie ciekawość. Zasadniczo rzecz biorąc - właśnie zbliża się sesja a ja nawypożyczałam bardzo dziwną ilość podręczników do medycyny sądowej. Nie, nie mam nic nawet zbliżonego do niej w programie studiów. Położna grzebiąca w martwych ludziach źle sie kojarzy. Chyba. Tak czy siak - wszystko mi jedno. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz