Karol miał wczoraj urodziny i udało mi się nie spieprzyć tortu. Za do nie udało mi się nie połamać matce zderzaka w aucie, ale to nieistotny szczegół - w końcu to tylko zderzak. Mogłam umrzeć!
Kupiłam sobie też dwie nowe gry - nie żebym miała czas w nie grać... Ostatnio czas mi przecieka przez ręce, za tydzień zaczyna się kolejny semestr, a ja mam wrażenie że cały czas gdzieś biegam, od miesiąca nie było dnia, żebym nie musiała czegoś załatwić.
Plusem tego braku czasu jest to, że nie mam go też na użalanie się nad sobą, przynajmniej nie w bardziej angażującym wymiarze niż "japierdole, znowu, nie dam rady, ileż można". Zastanawiam się tylko, kiedy w końcu znikną mi te migawki, chociaż w sumie to nie tak, że to boli. Po prostu drażni mnie ciągłe przypominanie sobie tego całego żałosnego gówna. A, i zastanawiam się nad rzuceniem studiów. Średnio bawi mnie fakt, że muszę wziąć warunek albo kłamać (nie, nie warunek z jakiegoś konkretnego przedmiotu, tylko z praktyk, o ile mi wiadomo to za niego się nie płaci - a jak się płaci to mam następny pretekst, żeby się z tej uczelni odmeldować). Adios frajeros, popracuję sobie jakiś czas na ten cały kurs technika sekcyjnego i zrobię go. Może w końcu coś będzie mi się podobać. Nie no, praca w kinie też jest fajna. Ale nie na stałe, chyba, że bym awansowała - a na to nie mam szans, no nie oszukujmy się. Nie nadaję się na kierownika.



Brak komentarzy:
Prześlij komentarz