poniedziałek, 26 lutego 2018

kobiety mafii, czyli czy mogłabym zostać matką chrzestną trzęsącą polskim półświatkiem?

Obiecałam tego posta Miszy, właściwie w postaci długiego cyklu narzekań na messengerze. Ale piszę to tu, jednocześnie pozdrawiając Miszę serdecznie (macham Ci!!).
Korzystając z moich darmowych wejściówek i wolnego czasu (ciut przymusowego), a także biorąc pod uwagę fakt, że w moim pokoju jest może z 17 stopni, zabrałam Karola do kina. Na Kobiety Mafii. Zakończenie co prawda już widziałam parę razy, ale ja nie z tych co to im spoilery przeszkadzają. Tak więc całkiem zainteresowana ułańską fantazją scenarzystów jeśli chodzi o malownicze zgony - zrobiłam to! W sensie poszłam na film, nie róbta sobie nadziei jeden z drugim.
Aha, uwaga spoilery.
Wnioski wyciągnęłam następujące:
1. Gust polskich mafiozów jeśli chodzi o kobiety jest w najlepszym wypadku marny. W najgorszym - zastanawiam się czy im naprawdę ku.wa wszystko jedno, bo ja jednak biorąc pod uwagę że mogę zostać w każdej chwili ciuknięta, to jednak wolałabym spędzić moje krótkie życie z kimś... o chociażby przeciętnym IQ. Tak na początek.
2. Jeśli ilość wulgaryzmów na minutę jest wprost proporcjonalna do tego, jak wielkim złodupcem jesteś to zastanawiam się gdzie moje kurwa miliony i dragi. Poważnie. Mogłabym zostać matką chrzestną polskiej mafii. A tak zupełnie serio - to nawet mnie czasem żenowały te niepotrzebne przecinki. To znaczy, że jest źle.
3. Produkcja i przemyt narkotyków to pikuś, bułeczka z masłem, ciaćko z dziurką i dziwi mnie czemu pół Polski nie ma gdzieś w pawlaczu albo szopce za domem sprzętu do robienia amfy czy innych cudów. A drugie pół nie przewozi jej wypakowanymi po dach vanami. #wcaleniepodejrzane
4. Nie wiem kto, ale ktoś zapomniał że istnieje coś takiego jak kość udowa. Ta kość jest dosyć... gruba? Odpiłowywanie nogi w udzie piłą ręczną brzmi chujowo. Realizacja tego pomysłu jest jeszcze chujowsza. I nie trwa 30 sekund.

Dobra, a teraz luźne narzekania.
Boże, serio, czy ci gangsterzy są kurwa ślepi i głupi???? Pomijam, że żona jednego z nich była najbardziej tępym stworzeniem, jakie w życiu widziałam (no na bank przez +/- 10 lat wspólnego życia nie zorientowała się jak mężulek zarabia na życie, ni chuj.). Pomijam już nawet sprowadzanie sobie dziuni na numerek do mieszkania służącego jako melina i wielkie zdziwienie, że przez przypadek w poszukiwaniu ręcznika znalazła 10 kilo dragów i skład kałachów w szafie między prześcieradłami i ściereczkami do naczyń. Skoro stać go żeby kurwa żoneczce kupić 50 diamentowych Rolexów, to mógł se wynająć mieszkanie specjalnie w celu sprowadzania sobie kochanek. Albo hotel??? Motel??? Cokolwiek???
Sceny seksu w bucie, hucie, na drucie, w morzu, w samochodzie, tudzież "z takim brzydkim to się jeszcze nie ruchałam"? Boże.
Z pozytywów - Julia Wieniawa była naprawdę bardzo przyjemna w swojej roli.
Aha, ja wiem, że zboczenie i się czepiam - do chuja, skoro już chcecie pokazać jak wygląda głowa potrzaskana kilkudziesięcioma uderzeniami młotkiem, to chociaż pogońcie do roboty charakteryzatorów, bo było mi smutno. Ogólnie masakra na końcu godna George'a R. R. Martina, aczkolwiek nie wiem czy to uśmiercanie wszystkich naokoło i gdziebądź miało jakikolwiek cel poza samym szokowaniem.
A jak ktoś wie co to za magiczny gaz usypiający w 5 sekund, to dajcie namiary, kolega potrzebuje. Aczkolwiek... No mnie to jakoś nie pasuje, ale może się nie znam. Mogli chociaż jakoś lepiej okleić tą puszkę, bo od razu poznałam WD-40.
Dobra, ale przechodząc do sedna tego wszystkiego. Zastanawiam się, czy Patryk Vega wyświadczył przysługę polskiej mafii czy po prostu ci "gangsterzy z grupy Mokotowskiej" konsultujący scenariusz zrobili go w epickiego chuja i wcisnęli mu kit - bo w świetle tego co pokazał, to ciśnie mi się na usta chichocik pożałowania i wiele niecenzuralnych słów. No, na bank nie rispekt. Mam wrażenie, że im taki PR nie przeszkadza, a wręcz pomaga w działaniu.
Podsumowując - podejrzewam, że byłabym całkiem dobrą matką chrzestną mafii (może poza faktem, że mam 158 cm wzrostu, babyface oraz lubię jednorożce, pluszaki i naklejki - ale to tylko pozory, eh heh). Jak tak patrzę, to bardziej bym chyba tego nie dała rady spierdolić, a to już sukces.
Do tego wyobrażam sobie siebie siedzącą za biurkiem na skórzanym fotelu w moim szlafroku-rekinie i w kapciach jednorożcach. Oczywiście z gnatem w kieszeni szlafroczka. I psem na kolanach. Fabulous, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz