Aczkolwiek co się nawkurzałam szyjąc tą sukienkę to moje, bo ten materiał się strasznie pruje. W każdym razie - udało mi się to całkiem dobrze. Siedzę sobie teraz w naszym soon-to-be (mam nadzieję) mieszkanku i czekam na gości. Jedyny minus tego stroju jest taki, że się łatwo brudzi. Z drugiej strony - kosmiczna księżniczka w czerni byłaby zbyt oklepana, więc nawet ten biały jest okej. I zgodnie z dziedzictwem Carrie nie mam na sobie stanika. Prześwitywałby.
Udało mi się wykurować do tych urodzin na szczęście, chociaż na tyle żeby nie smarkać na każdym kroku i nie wypluwać płuc.
O boże, Karol właśnie usiadł mi na kolanach. Wygięły mi się w przeciwną stronę. Nie no, przesadzam bo nie jest aż tak gruby.
Wczoraj miałam pomysł na jakieś bardzo tfurczo życiowe wpisy na blogu, ale dziś uznałam, że to nie będzie nic tfurczo-życiowego, bo już nie pamiętam co chciałam pisać.
Za to będzie krótka charakterystyka mojego gustu muzycznego, pisana w akompaniamencie Lady Pank. Lubię bardzo.
Kiedyś jakoś ogólnie więcej polskiej muzyki słuchałam, dzisiaj głównie jakieś starocie. Na mojej playliście z polskich piosenek jest może jedna Happysadu, pare właśnie Lady Pank i... to tyle? Chyba. Zasadniczo rodzima twórczość do mnie nie przemawia w zakresie innym, niż staroci do pobujania się na imprezach.
Miałam w życiu okres bycia tru metalem i w ogóle mhrok, zło, szatan furia agresja i glany. Jedyna słuszna muzyka. Na szczęście szybko wyrosłam, jestem wiele szczęśliwsza jako słuchacz wszystkiego i niczego. Tzn owszem, dalej gdzieś jakieś cięższe brzmienia wejdą, ale nie do przesady i się nie ograniczam. To rozwijające.
Czasem posłucham jakiejś indie-alternatywy, trochę starego dobrego niewiemczego ale to chyba pop punk. Paramore, Fall Out Boy, All Time Low i te klimaty. Czasem obije się jakieś Gorillaz czy inne. Ale tak na serio, to nie mam ulubionego wykonawcy, zwykle po prostu wpada mi w ucho jakaś piosenka, wałkuję ją przez milion lat i potem już nie umiem jej słuchać.
___________
Jezusie, jestem na takim haju, że nie wiem czy ja to ja czy to nie ja. Wszyscy sobie krzyczą, a ja siedzę i mnie lekko wsysa w czasoprzestrzeń. Nie wiem kiedy ostatni raz się tak czułam, jakbym to jednak nie była ja, jakby nikt mi nigdy nie wjebał noża w plecy i nie złamał serca. Przez krótką chwilę mogę się poczuć jak ktoś zupełnie inny, kogo nic nie boli, komu nie śpią się po nocach koszmary. Aaaaaaa. Jakbym miała cofnąć czas, to wolałabym skoczyć z okna niż to wszystko jeszcze raz przeżyć. Żadna ze mnie księżniczka tak na serio, chociaż może, księżniczka niczego i wszystkiego, wszystko wybuchło i zostawiło mnie ślepą i obojętną. Kolejna kolejka, udaję, że lubię wódkę a i tak kojarzy mi się z tym pierwszym razem, nie, nie chodzi o seks, chodzi o te urwane filmy i puste słowa. Wtedy były słowami znaczącymi wszystko, nigdy wcześniej, ani nigdy potem nic podobnego nie powiedziałam i nie czułam. Zjadło mnie to, mam wrazenie że wtedy się wyzerowałam, wszystko co miałam to dałam, teraz już nie zostało nic. Poza delikatnie zarysowaną koncepcją jak to powinno wyglądać. Dalej mam nadzieję, że to do mnie wróci, bo czuję się jak wydmuszka, jak strach na wróble z krainy Oz. Niby źyję ale brakuję mi serca. Da się żyć ale co to za życie. Niby jest lepiej, bo jest, nikt nie robi mi prania mózgu, ale czegoś mi brakuje. Mimo to, nie zgodzę się na ten powrót, nie mogę, nie pozwolę, nigdy już nie będzie mnie tak boleć.
___________
Jezusie, jestem na takim haju, że nie wiem czy ja to ja czy to nie ja. Wszyscy sobie krzyczą, a ja siedzę i mnie lekko wsysa w czasoprzestrzeń. Nie wiem kiedy ostatni raz się tak czułam, jakbym to jednak nie była ja, jakby nikt mi nigdy nie wjebał noża w plecy i nie złamał serca. Przez krótką chwilę mogę się poczuć jak ktoś zupełnie inny, kogo nic nie boli, komu nie śpią się po nocach koszmary. Aaaaaaa. Jakbym miała cofnąć czas, to wolałabym skoczyć z okna niż to wszystko jeszcze raz przeżyć. Żadna ze mnie księżniczka tak na serio, chociaż może, księżniczka niczego i wszystkiego, wszystko wybuchło i zostawiło mnie ślepą i obojętną. Kolejna kolejka, udaję, że lubię wódkę a i tak kojarzy mi się z tym pierwszym razem, nie, nie chodzi o seks, chodzi o te urwane filmy i puste słowa. Wtedy były słowami znaczącymi wszystko, nigdy wcześniej, ani nigdy potem nic podobnego nie powiedziałam i nie czułam. Zjadło mnie to, mam wrazenie że wtedy się wyzerowałam, wszystko co miałam to dałam, teraz już nie zostało nic. Poza delikatnie zarysowaną koncepcją jak to powinno wyglądać. Dalej mam nadzieję, że to do mnie wróci, bo czuję się jak wydmuszka, jak strach na wróble z krainy Oz. Niby źyję ale brakuję mi serca. Da się żyć ale co to za życie. Niby jest lepiej, bo jest, nikt nie robi mi prania mózgu, ale czegoś mi brakuje. Mimo to, nie zgodzę się na ten powrót, nie mogę, nie pozwolę, nigdy już nie będzie mnie tak boleć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz