środa, 14 marca 2018

It ain't me

Wiecie co to jest przegryw? Przegryw to przyjechać na wf po raz pierwszy od początku semestru, po czym dowiedzieć się że został odwołany. Ow, my heart. Przez to jestem cały dzień marudna. Chociaż w sumie nie aż tak - zrobiłam sobie trening na brzuch i pośladki, ogarnęłam buźkę i wypisałam kartę ciąży.
Kupiłam sobie w weekend parę książek, m.in. "Córki latarnika" i teraz z prawdziwą przyjemnością ją chłonę. Dawno się tak nie wciągnęłam w żadną książkę, może dlatego, że ostatnio trudno mi znaleźć taką, która nie będzie dla mnie "za bardzo". Ja nie mogę ostatnio czytać książek, które są "za bardzo", bo staram się nie obciążać dodatkowo emocjonalnie i nie dokładać sobie nerwów. Ot, jeden z moich sposobów radzenia sobie z samą sobą. Grunt, że działa. Kolejną metodą jest usuwanie sobie sprzed oczu rzeczy, osób i treści które mogą mnie zirytować czy zaboleć. Szkoda mi już się produkować, mam wrażenie, że z każdym takim wybuchem negatywnych emocji ubywa mi mnie. W końcu nic nie zostanie. Chociaż jest wiosna, trochę mi się poprawia (a może to zasługa większej dawki tabletek?). Zima ma to do siebie, że jest męcząca. Są piękne dni, sama w sobie bywa ładna, ale szare, błotniste, bezśnieżne zimy jakie mamy ostatnio są przygnębiające.
Mój dobry humor wcale nie oznacza, że nie chcę umrzeć. Bo chcę. Standardowo. To już chyba fragment mojej osobowości. Oh wait, ja nie mam osobowości. 
Idę spać, bo oczy mi się kleją, nie wiem czemu bo przespałam pół dnia dosłownie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz