poniedziałek, 19 marca 2018

a burrito of sadness

Kasuję kolejnego posta trzeci raz. Chciałabym coś napisać, ale niezbyt wiem co, kłębi mi się w głowie dużo rzeczy do przekazania. Nie umiem ich ułożyć w spójną i sensowną całość. Jest poniedziałek, mam wolne, upiekłam babeczki, siedzę pod kołdrą, a obok mnie śpi pies. 
Wszystko do mnie wraca, rzygać mi się chce z irytacji pomieszanej z poczuciem winy i próbami przekonania samej siebie, że nikt na coś takiego nie zasłużył. Chciałabym zapomnieć, dostać amnezji, wymazać ten czas - tak do grudnia. Bo tak naprawdę gdyby nie to, myślę że byłabym całkiem szczęśliwa. Mój pierdolec nie przeszkadza mi w życiu aż tak, mam przyjaciół, mam chłopaka, mam zwierzątko. Jedynie nie mam chęci do życia, co dalej głupio mi się tłumaczy kolejnym osobom. "Hej, chcę umrzeć, to nic personalnego, nie martw się."
Łatwo mówić, że nic personalnego. Personalne jest tylko dla jednej 
osoby, ale o ironio - wszyscy odebraliby to personalnie tylko nie ona. Niech to wszystko szlag. Głupia byłam, że nie przewidziałam jak to się skończy. Miałam wszystko na tacy. Wiedziałam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz