Naprawdę wyglądam ostatnio jak chłopak, jeżeli się wysilę. Dobra, nie muszę się zbytnio wysilać.
Mam na głowie więcej dylematów niż włosów, ale bądźmy szczerzy - nikt nie mówił, że będzie łatwo. No i nie jest.
Mam problem z przestawaniem kochać. A czasem trzeba. Zanim pomyślicie - "a ona znowu w jakieś dziwne związki się wdała", well, nie tym razem. Związek to chyba pół biedy w porównaniu z tym.
poniedziałek, 16 grudnia 2019
poniedziałek, 18 listopada 2019
mixed feelings
Hundred years, hundred more
Someday we may see a
Woman king, bloodshot eye
Thumb down and starting to weep
Czuję się jednocześnie ostatnio dobrze i paskudnie, dzieje się bardzo dużo, nie umiem tego ogarnąć jakoś. Głównie samemu ze sobą poukładać, bo nikt mnie dla odmiany nie wini, no może poza jedną osobą, ale... Ale w sumie to już nieistotne, w końcu przyzwyczaiłam się do odcinania od siebie fragmentów, trochę jak Voldemort i jego dusza.
You got to die a little if you wanna live
Change come to pass
Change come to pass
You'd best be ready for it
Trochę się rozjeżdżam mentalnie, trudno się nie rozjeżdżać jak wszystko się rozpierdala po raz kolejny. Ale to było jasne od lat, jakby mnie posłuchano wcześniej, to nie byłoby problemu, no ale kto tam mnie słucha.
We prepared for the turbulence
But there's no preparing for this
Got paid on Tuesday, but I'm still broke when the weekend ends
Another trip around the sun, it was a good run
Just mixing all of my prescriptions with my problems
Yeah, streets are full of seasons
Saw what they did to Jesus
Dude'll kill you for no reason, and charge you for treason
I know this one for a fact
Dear future self, I hope it's going well
I'm drunk on cheap whiskey in an airport hotel, yeah
Sorry, że tak wyszło, ale w zasadzie jestem ostatnią osobą w tym towarzystwie, która powinna za cokolwiek przepraszać. Więc tak, muszę się oswoić z myślą, że nie jestem zakałą rodziny, jak to mi przez lata wmawiano. Krzyż na drogę, good riddance, ja też zmykam w swoim kierunku, trochę się boję, ale w sumie to nie mam nic do stracenia. Trzeba tylko zacisnąć zęby i ogarniać, ogarniać, ogarniać.
So then, when I'm finished
I'm all 'bout my business and ready to save the world
I'm takin' my misery, make it my bitch
Can't be everyone's favorite girl
Odchodzę w stronę zachodzącego słońca, co jest w sumie mocno naciągane, bo jest 1:30 w nocy i powinnam dawno spać, bo jutro mam kolosa, hehehehehe.
czwartek, 24 października 2019
Superpower
Nie umiem wymyślić tytułu, mam nadzieję, że przyjdzie z czasem. Zbierałam się już kilkakrotnie do pisania tu notki, ale zawsze jakoś brak mi weny albo czasu, albo jestem zbyt zmęczona.
W sumie, dwa dni temu były moje urodziny, więc uznałam, że warto się odezwać, szczególnie, że ten okres zawsze wzbudza we mnie rozkminy.
Także tego, nie ma co przedłużać.
Przede wszystkim jestem z siebie dumna, bo kawałek po kawałku układam sobie wszystko po kolei, może kiedyś w końcu dorosnę (ale się nie zanosi, nie martwcie się). W końcu dotarłam do etapu, w którym wszystko W sobie też mi się poukładało względnie, a przynajmniej na tyle, żeby mój środek nie generował mi dodatkowych problemów. Mówię tu o emocjach, bo narządy wewnętrzne działają jak im się chce, czyli zwykle prawie wcale.
Odkryłam, że bycie miękkim to nic złego, bo tym bardziej nie można mnie złamać. Doszłam do ładu z tym całym bałaganem, podpaliłam szafę z całym dobrodziejstwem inwentarza i w sumie, dobrze mi jak jest. Kosztowało mnie to sporo czasu, bejbistepsów, nerwów i wymagało ogroooomnej cierpliwości mojego otoczenia, ale w końcu. Dużo lżej mi, odkąd nie czuję tej presji i w końcu mogę się z tego wszystkiego śmiać. Naprawdę. W końcu mogę słuchać czego chcę bez poczucia, że zaraz się rozpłaczę.
Poza tym, jeśli czegokolwiek się nauczyłam przez ten rok, to tego, że muszę znaleźć złoty środek, nie wywierać na sobie presji, nie narzucać ani odpuszczać wszystkiego na raz... po prostu. Krok po kroczku. Nie biczować się za potknięcia. Nie obrażać na cały świat.
Trochę więcej we mnie spokoju, coś w końcu musiało zrównoważyć ten gniew. Do pewnego momentu wystarczał, ale nie da się ciągnąć tak w nieskończoność na wysokooktanowym wkurwieniu, bo ani to zdrowe, ani przyjemne. Coś pękło, coś znikło, coś się zmieniło.
Nie mam pojęcia czy coś jeszcze, może po prostu higiena psychiczna działa cuda, chociaż fizycznie dalej jestem abnegatem.
Także, kurczaczki - pamiętajcie. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trzeba zacisnąć zęby i dawać radę. A jak nie dajecie rady teraz, to odpocząć i dać radę potem. Nie pali się.
Kiedyś się paliło. Gasiło na przedramionach. Płakało po nocach. Myślało za dużo.
Lepiej wydać te pieniądze na naklejki. A noce na spanie. I znaleźć ktosiów, którym można sie wysmarkać w rękaw. Gwarantuję, że działa.
A może to po prostu moja supermoc.
Howgh.
W sumie, dwa dni temu były moje urodziny, więc uznałam, że warto się odezwać, szczególnie, że ten okres zawsze wzbudza we mnie rozkminy.
Także tego, nie ma co przedłużać.
Przede wszystkim jestem z siebie dumna, bo kawałek po kawałku układam sobie wszystko po kolei, może kiedyś w końcu dorosnę (ale się nie zanosi, nie martwcie się). W końcu dotarłam do etapu, w którym wszystko W sobie też mi się poukładało względnie, a przynajmniej na tyle, żeby mój środek nie generował mi dodatkowych problemów. Mówię tu o emocjach, bo narządy wewnętrzne działają jak im się chce, czyli zwykle prawie wcale.
Odkryłam, że bycie miękkim to nic złego, bo tym bardziej nie można mnie złamać. Doszłam do ładu z tym całym bałaganem, podpaliłam szafę z całym dobrodziejstwem inwentarza i w sumie, dobrze mi jak jest. Kosztowało mnie to sporo czasu, bejbistepsów, nerwów i wymagało ogroooomnej cierpliwości mojego otoczenia, ale w końcu. Dużo lżej mi, odkąd nie czuję tej presji i w końcu mogę się z tego wszystkiego śmiać. Naprawdę. W końcu mogę słuchać czego chcę bez poczucia, że zaraz się rozpłaczę.
Poza tym, jeśli czegokolwiek się nauczyłam przez ten rok, to tego, że muszę znaleźć złoty środek, nie wywierać na sobie presji, nie narzucać ani odpuszczać wszystkiego na raz... po prostu. Krok po kroczku. Nie biczować się za potknięcia. Nie obrażać na cały świat.
Trochę więcej we mnie spokoju, coś w końcu musiało zrównoważyć ten gniew. Do pewnego momentu wystarczał, ale nie da się ciągnąć tak w nieskończoność na wysokooktanowym wkurwieniu, bo ani to zdrowe, ani przyjemne. Coś pękło, coś znikło, coś się zmieniło.
Nie mam pojęcia czy coś jeszcze, może po prostu higiena psychiczna działa cuda, chociaż fizycznie dalej jestem abnegatem.
Także, kurczaczki - pamiętajcie. Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Trzeba zacisnąć zęby i dawać radę. A jak nie dajecie rady teraz, to odpocząć i dać radę potem. Nie pali się.
Kiedyś się paliło. Gasiło na przedramionach. Płakało po nocach. Myślało za dużo.
Lepiej wydać te pieniądze na naklejki. A noce na spanie. I znaleźć ktosiów, którym można sie wysmarkać w rękaw. Gwarantuję, że działa.
A może to po prostu moja supermoc.
Howgh.
I ain't at home
Home's where I'm going
I close my eyes to see
I'll take my throne, lay it on a mountain
And make myself a king
czwartek, 12 września 2019
smutniejsza żaba niż zwykle
Nie wiem jak zacząć tego posta, bo ostatnio niewiele wiem w ogóle. Nie wiem na przykład jak zmotywować się do czegokolwiek, co nie jest leżeniem w łóżku, opcjonalnie samobójstwem. Don't mind me, to nie tak, że jest tragicznie, ale nałożyło mi się milion rzeczy. Które udowodniły mi, że oczywiście mogę liczyć na multum ludzi, ale nie na tych, których trzeba, bo o ironio, to ja muszę im pomagać.
Albo się zastanawiają. Zastanawianie się to jest ostatnio dla mnie mocno irytująca rzecz. Pewnie, ja się zastanawiam nad wieloma rzeczami w dowolnym momencie, ale o dziwo niewielu ludzi o tym w ogóle wie, bo wypowiadam się dopiero jak już zadecyduję. Możnaby uznać, że to szkodliwsze, tak bez uprzedzenia, ale wiadomo, zwykle decyduję na plus innych i na minus swój. Właściwie to nie mam pretensji do nikogo poza samą sobą, bo mam za miękkie serce. I nawet nie chodzi o to, że nie mam twardej dupy, bo może i mam, pozbierać się pozbieram, ale z jakiej racji. Z jakiej racji muszę dostawać wieczny wpierdol od życia.
Nie ogarnęłam jeszcze tego i w najbliższym czasie nie ogarnę.
Albo się zastanawiają. Zastanawianie się to jest ostatnio dla mnie mocno irytująca rzecz. Pewnie, ja się zastanawiam nad wieloma rzeczami w dowolnym momencie, ale o dziwo niewielu ludzi o tym w ogóle wie, bo wypowiadam się dopiero jak już zadecyduję. Możnaby uznać, że to szkodliwsze, tak bez uprzedzenia, ale wiadomo, zwykle decyduję na plus innych i na minus swój. Właściwie to nie mam pretensji do nikogo poza samą sobą, bo mam za miękkie serce. I nawet nie chodzi o to, że nie mam twardej dupy, bo może i mam, pozbierać się pozbieram, ale z jakiej racji. Z jakiej racji muszę dostawać wieczny wpierdol od życia.
Nie ogarnęłam jeszcze tego i w najbliższym czasie nie ogarnę.
czwartek, 22 sierpnia 2019
i know
Tytuł zwodny, niby I know, ale tak naprawdę już sama nie wiem co wiem, a co mi się wydaje. Co podpowiada mi intuicja, a na co mam nadzieję. Trochę mi dziwnie, czuję się jakby mi ktoś wlał do żołądka roztopiony ołów. Nie wiem zbytnio co ze sobą począć, szykują się pewne zmiany, duuuuużo zmian. Jedna zaszła mimo, że wcale jej nie chciałam i o nią nie prosiłam. Może coś przyniesie, mam nadzieję, że nie tylko rzekę łez którą już wylałam i pewnie ze trzy, które dopiero przyjdą. Muszę je przyjąć ze spokojem, którego już dawno się oduczyłam. Dziwna sprawa.
Będę tęsknić, to fakt. Drugim faktem jest to, że mam nadzieję. Może też i przeczucie, cholera to wie. Może musimy na chwilę od siebie odejść, żeby docenić to, że jesteśmy. Może i już nigdy nie docenimy. To i tak może z 1/10 tego, co chcę powiedzieć i co przelewam na papier. Muszę się wygadać komuś, kto nie powie mi tego co już wiem, tego że to jest złe i dobrze, że się skończyło. Chociaż może i dobrze. Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, ale zawsze to, czego potrzebujemy. Tego inną mnie nauczył inny ktoś, w innym świecie i innych czasach. Zostało. Mimo, że z tamtego okresu pozostało parę wpisów na blogu, trochę zabawnych wspomnień i niesmak.
Będę tęsknić, to fakt. Drugim faktem jest to, że mam nadzieję. Może też i przeczucie, cholera to wie. Może musimy na chwilę od siebie odejść, żeby docenić to, że jesteśmy. Może i już nigdy nie docenimy. To i tak może z 1/10 tego, co chcę powiedzieć i co przelewam na papier. Muszę się wygadać komuś, kto nie powie mi tego co już wiem, tego że to jest złe i dobrze, że się skończyło. Chociaż może i dobrze. Nie zawsze dostajemy to czego chcemy, ale zawsze to, czego potrzebujemy. Tego inną mnie nauczył inny ktoś, w innym świecie i innych czasach. Zostało. Mimo, że z tamtego okresu pozostało parę wpisów na blogu, trochę zabawnych wspomnień i niesmak.
Hey man, evening on the ground
And there is no one else around
So you will blame me
Blame me for the rocks
And baby bones and broken lock
On the garden
Garden wall of Eden
For the spider bites
And all your love as we were
We were born to fuck each other
One way or another
But I'll only lie
Down by the waterside at night
Hey man, tiny baby tears
I will collect a million years
And you can blame me
Blame me, I will wear it
In the empty, hollow part of my garden
Garden wall of Eden
And the clamor as they raise the curtain
You will, you will never make me learn
To lay beneath the mountain
Cause I'll only lie
Down by the waterside at night
Czuję się ostatnio jak dzieciak, bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Dojrzalej to się czułam nawet w gimnazjum. Poruszam się jak dziecko we mgle, jak ślepy bez psa przewodnika.
I nie lubię się budzić. Bardzo.
Ale piszę, piszę i piszę. Nie mam ochoty robić nic poza pisaniem, rzeczy których nie powiedziałam, bo się bałam, bo nie chciałam, bo się wstydziłam, bo uznałam za głupie. Bluzy nie oddam. Tego samego błędu nie popełnię. Ogólnie, zaparłam się tak bardzo na niepopełnianie starych błędów, że sama nie wiem czy te stare błędy nie będą dobrymi rozwiązaniami tym razem.
Przytuliłam właśnie brata, po raz pierwszy od dawna, kocham go nad życie, ale jakoś ostatnio się oddaliliśmy. Będę płakać jak wyrośnie mu pierwszy zarost, bo zawsze miał i ma buzię jak brzoskwinka, lekki meszek i taką gładziutką. Kiedy był mały to pachniał twarożkiem. Ostatnio dużo zapomnianych rzeczy odkrywam na nowo.
A te o których chciałabym zapomnieć... Nie umiem. Nie umiem i w zasadzie to nie to, że bolą, po prostu są jak wyrzut sumienia, wyrzut sumienia którego się nie pozbędę.
And I can't stop 'til the whole world knows my name
Cause I was only born inside my dreams
Until you die for me, as long as there's a light, my shadow's over you
Cause I am the opposite of amnesia
And you're a cherry blossom
You're about to bloom
You look so pretty, but you're gone so soon
Nie wiem czy mam coś jeszcze do dodania, może to że W KOŃCU byłam wystarczająco zdołowana, żeby coś tu napisać, co jest sukcesem.
poniedziałek, 10 czerwca 2019
Niunia
Nie ma mnie tu ostatnio dużo więcej niż jestem, wbrew pozorom to dobrze - im bardziej jestem zaabsorbowana życiem i z niego zadowolona, tym mniej piszę. To nie tak, że nie marudzę, bo marudzę, marudzę w pracy, marudzę w domu i marudzę na zakupach, ale to takie raczej gadanie żeby gadać.
Sześć lat i trzy dni temu był mój komers, w zasadzie nasz komers, bo całego mojego rocznika. Pozmieniało się od tego czasu bardzo dużo, mogę policzyć na palcach jednej ręki z kim z tamtych ludzi mam kontakt... i wcale mi z tego powodu nie jest przykro. Nawet mi dobrze tu gdzie jestem teraz, z ludźmi z którymi jestem teraz. Ostatnio spotkałam kogoś, kto w zasadzie powinien mi zepsuć humor i mnie wkurzyć, ale byłam zbyt zajęta zamykaniem baru i podśmiewaniem się z jego reakcji na mój widok. To dobrze, bo znaczy, że przeszłam nad tym pierdolnikiem do porządku dziennego.
Z racji cudnej pogody zamieniłam się w standardową moją wersję letnią, z 90% powierzchni ciała, albo spalonymi na raka, albo obłażącymi ze skóry. Muszę się zaopatrzyć w strój kąpielowy, bo już za miesiąc jedziemy z Niedźwiedziem na wakacje (nie wiemy jeszcze gdzie, ale to się wytnie). Co do Niedźwiedzia, spędzam z nim dużo czasu, zachowujemy się... jak to my. Ale jest dobrze, albo przynajmniej nie jest źle co jak na nas jest ogromnym sukcesem.
poniedziałek, 13 maja 2019
Ośmiornica i jeż
Było trudno. Nawet nie wiadomo czy będzie to opłacalne. Chyba oboje mamy nadzieję, że będzie. Może w końcu warto przestać przeliczać więzi na zyski i straty. Na szczęście chyba już do obu stron dotarło, że źle nam bez siebie, źle jak nie ma się do kogo pożalić, źle nam samemu, bo każde i tak nie umie wygonić tej drugiej osoby z głowy. Nawet jeśli wygoniło ją z życia.
Nie jestem za dobra w pisaniu rzeczy pozytywno-miłosno-uczuciowych, bo całe życie siedzę w bagnie smutku i chujozy.
Żeby nie było za wesoło - dostałam kolejne tabletki, jak tak dalej pójdzie to dam radę wytruć swoimi zapasami pół miasta. Nie żebym planowała, czy coś. To w sumie śmieszne, bo ja w sobie nie widzę wielu rzeczy. Widzą za to je inni, a jak ja mówię, że dostałam taką i taką diagnozę... "no ale przecież już dawno wiedziałam/em". Super. Tylko ja nie wiem. Mimo, że ja w tym ciele i mózgu, psiamać cholera, żyję.
Sometimes being a bitch is all a woman's got
poniedziałek, 29 kwietnia 2019
Shrug
Ostatnio dużo się u mnie zmienia, we mnie też.
Chociaż pewne rzeczy to u mnie stała, niebo niebieskie, trawa zielona, a Marta rozgoryczona, jak zwykle. Jak tu nie być. Jakbym całą moją złość mogła zmienić w coś materialnego, to może w końcu byłabym bogata. Jakby mi płacili za każde pytanie, którego nigdy nie odważę się zadać ale mam je tak w połowie języka... cóż, życie sobie mogłabym za to ułożyć.
Oczywiście, jedyne co mogę w ten sposób zyskać to kolejne zaburzenie i wrzody na żołądku, nie ma tak dobrze.
Nie planuję tu pisać o zmianach, bo to w sumie nie ma za wiele sensu, nie będę zapeszać.
Coraz częściej myślę, że nieświadomie kiedyś przypieczętowaliśmy nasz los i teraz już nie ma gdzie uciekać, jesteśmy na siebie skazani. To brzmi nawet dobrze, ale gdzieś coś nie gra i sama już nie wiem. Takie chcę ale nie chcę. (Minęło milion lat odkąd to powiedziałeś, mam wrażenie, że to było w innej skórze, w innym życiu, albo mi się przyśniło.) Tak czy siak - popierdoliło się konkretnie, tylko nie wiem kiedy do tego doszło. Jak się nie obrócisz, dupa i tak z tyłu. Nie mam dobrego wyjścia, chyba, że wyjście z tego życia.
Mam nadzieję, że spotkamy się w grudniu po południu.
Chociaż pewne rzeczy to u mnie stała, niebo niebieskie, trawa zielona, a Marta rozgoryczona, jak zwykle. Jak tu nie być. Jakbym całą moją złość mogła zmienić w coś materialnego, to może w końcu byłabym bogata. Jakby mi płacili za każde pytanie, którego nigdy nie odważę się zadać ale mam je tak w połowie języka... cóż, życie sobie mogłabym za to ułożyć.
Oczywiście, jedyne co mogę w ten sposób zyskać to kolejne zaburzenie i wrzody na żołądku, nie ma tak dobrze.
Nie planuję tu pisać o zmianach, bo to w sumie nie ma za wiele sensu, nie będę zapeszać.
Coraz częściej myślę, że nieświadomie kiedyś przypieczętowaliśmy nasz los i teraz już nie ma gdzie uciekać, jesteśmy na siebie skazani. To brzmi nawet dobrze, ale gdzieś coś nie gra i sama już nie wiem. Takie chcę ale nie chcę. (Minęło milion lat odkąd to powiedziałeś, mam wrażenie, że to było w innej skórze, w innym życiu, albo mi się przyśniło.) Tak czy siak - popierdoliło się konkretnie, tylko nie wiem kiedy do tego doszło. Jak się nie obrócisz, dupa i tak z tyłu. Nie mam dobrego wyjścia, chyba, że wyjście z tego życia.
And you came my way on a winter's day
Shouted loudly come out and play
Can't you tell I got news for you
Sun is shining and so are you
And we're gonna be alright
Dry your tears and hold tight
Can't you tell I got news for you
Sun is shining and so are you
środa, 24 kwietnia 2019
We don't talk anymore
It's been a long day without you, my friend
And I'll tell you all about it when I see you again
We've come a long way from where we began
Oh I'll tell you all about it when I see you again
When I see you again
Naprawdę, naprawdę chciałabym, żeby mnie tu już nie było. Coraz mniej mam siły i chęci.
Jest jedna osoba, której oparłabym głowę na ramieniu i się wypłakała, ale ani z jej strony nie ma chęci, ani z mojej pokory. Zresztą kto wie. Trochę się już duszę w mojej głowie.
Coraz bardziej to wszystko się miesza, nie wiem co chcę, na co czekam, czego oczekuję. Potrzebuję znaku, impulsu, żeby coś się zadziało, bo zniknę.
I'm odds and ends
But I'll be stumbling away
Slowly learning that life is okay
Say after me
It's no better to be safe than sorry
Take on me
Take me on
I'll be gone
In a day or two
poniedziałek, 15 kwietnia 2019
pan po prostu jest mięsem
Czuję potrzebę pisania, ale niezbyt wiem co mam pisać, więc pewnie będę pisać cokolwiek. Ten blog jest relacją na żywo z rozpadania się mojej osobowości.
Jestem już paskudnie zmęczona, zobojętniała na wszystko i w zasadzie nie wiem sama czy wracam do siebie, czy coraz bardziej się oddalam.
Otóż, w moim życiu nie dzieje się nic ciekawego poza tym, że pozostajemy z Karolem w separacji podczas kiedy on się zastanawiam. Mnie to wszystko jedno, bo dla mnie ostatnio najlepszą opcją jest niewyściubianie nosa z domu i udawanie, że nie istnieję. Jak nie muszę albo nie mam ważnego powodu to nie wyjdę. Co samo w sobie jest niezdrowe. Pierwszym w kolejności ulubionym rozmówcą (albo raczej słuchaczem mojego monologu) jest Bączuś, drugim jest na razie bezimienna czaszka z mojego biurka.
Śpię całymi dniami, nocami czytam i myślę. Myślę, o tym który mi uciekł zanim zdążyłam w ogóle się zorientować, że powinnam go gonić. Zresztą nawet teraz nie czuję potrzeby biegnięcia nigdzie, patrzę, odczuwam pewną tęsknotę, ale to tyle. Znudziło mi się bieganie za ludźmi, którym wszystko jedno czy istnieję. Jak tak teraz myślę, to słynna noc z wielkim rondlem i Bon Jovi była samospełniającą się przepowiednią. Ode mnie dla niego. Dalej chyba jest zły za to, że się spełniła.
Nieważne.
Wszyscy wymykają mi się przez palce, nawet moja osobowość nie jest stała. Jedyne, co stałe to poczucie zawodu. Jestem takim bezkręgowym stworzonkiem bez emocji i chęci do życia. Nie czuję się dobrze, nie czuję się źle... nie czuje się w ogóle. Okrakiem na płocie, całe życie okrakiem na płocie. Co bym chciała, a co bym mogła, a co czuję, a czego nie. Najlepiej wcale. Patrzeć na wszystko z góry, obserwować, have fun, ja się nie mieszam. To jest wygodne, ale z tego wynika to, że nic tu nie piszę - co mam pisać? Że nie umiem się doliczyć ile leków dziennie biorę, bo mam wrażenie, że z każdym dniem więcej? Że przespałam dwanaście godzin, zjadłam, a potem przespałam kolejne trzy? Brakuje mi czegoś co by się działo, co by mnie wciągnęło w wir wydarzeń, bo na razie unoszę się w pustce.
Pamiętam te trzy lata temu, tuż przed maturą, czas spędzany w Kato i tutaj, czerwone seicento i niebieskie oczy. Potem przyszła matura i pustka, czerwone suzuki, zielone oczy, nieśmiało splecione palce w gorącą noc i... I w sumie nie wiem co, do dziś nie wiem co zaszło i do dziś nie umiałabym podjąć decyzji, są noce że już jestem bliska zdecydowania (lepiej późno niż wcale), ale rano budzę się i wiem, że tej decyzji nie podjęłabym tak o. Wybrać mniejsze zło, większe zło, czemu w ogóle mam wybór między złem a złem? Znaczy się, nie wiem, wydaje mi się, że dalej go mam, ale wtedy realnie go miałam i było to dla mnie decyzją na poziomie stracić wzrok/stracić słuch. Nope. Mam 22 lata i nie podjęłabym tej decyzji, a co dopiero 19letnia ja. Tak czy siak, moim ulubionym zajęciem jest łapanie kilku wron za ogon. No i nie idzie mi to za dobrze.
Jestem już paskudnie zmęczona, zobojętniała na wszystko i w zasadzie nie wiem sama czy wracam do siebie, czy coraz bardziej się oddalam.
Otóż, w moim życiu nie dzieje się nic ciekawego poza tym, że pozostajemy z Karolem w separacji podczas kiedy on się zastanawiam. Mnie to wszystko jedno, bo dla mnie ostatnio najlepszą opcją jest niewyściubianie nosa z domu i udawanie, że nie istnieję. Jak nie muszę albo nie mam ważnego powodu to nie wyjdę. Co samo w sobie jest niezdrowe. Pierwszym w kolejności ulubionym rozmówcą (albo raczej słuchaczem mojego monologu) jest Bączuś, drugim jest na razie bezimienna czaszka z mojego biurka.
Śpię całymi dniami, nocami czytam i myślę. Myślę, o tym który mi uciekł zanim zdążyłam w ogóle się zorientować, że powinnam go gonić. Zresztą nawet teraz nie czuję potrzeby biegnięcia nigdzie, patrzę, odczuwam pewną tęsknotę, ale to tyle. Znudziło mi się bieganie za ludźmi, którym wszystko jedno czy istnieję. Jak tak teraz myślę, to słynna noc z wielkim rondlem i Bon Jovi była samospełniającą się przepowiednią. Ode mnie dla niego. Dalej chyba jest zły za to, że się spełniła.
Nieważne.
Wszyscy wymykają mi się przez palce, nawet moja osobowość nie jest stała. Jedyne, co stałe to poczucie zawodu. Jestem takim bezkręgowym stworzonkiem bez emocji i chęci do życia. Nie czuję się dobrze, nie czuję się źle... nie czuje się w ogóle. Okrakiem na płocie, całe życie okrakiem na płocie. Co bym chciała, a co bym mogła, a co czuję, a czego nie. Najlepiej wcale. Patrzeć na wszystko z góry, obserwować, have fun, ja się nie mieszam. To jest wygodne, ale z tego wynika to, że nic tu nie piszę - co mam pisać? Że nie umiem się doliczyć ile leków dziennie biorę, bo mam wrażenie, że z każdym dniem więcej? Że przespałam dwanaście godzin, zjadłam, a potem przespałam kolejne trzy? Brakuje mi czegoś co by się działo, co by mnie wciągnęło w wir wydarzeń, bo na razie unoszę się w pustce.
Pamiętam te trzy lata temu, tuż przed maturą, czas spędzany w Kato i tutaj, czerwone seicento i niebieskie oczy. Potem przyszła matura i pustka, czerwone suzuki, zielone oczy, nieśmiało splecione palce w gorącą noc i... I w sumie nie wiem co, do dziś nie wiem co zaszło i do dziś nie umiałabym podjąć decyzji, są noce że już jestem bliska zdecydowania (lepiej późno niż wcale), ale rano budzę się i wiem, że tej decyzji nie podjęłabym tak o. Wybrać mniejsze zło, większe zło, czemu w ogóle mam wybór między złem a złem? Znaczy się, nie wiem, wydaje mi się, że dalej go mam, ale wtedy realnie go miałam i było to dla mnie decyzją na poziomie stracić wzrok/stracić słuch. Nope. Mam 22 lata i nie podjęłabym tej decyzji, a co dopiero 19letnia ja. Tak czy siak, moim ulubionym zajęciem jest łapanie kilku wron za ogon. No i nie idzie mi to za dobrze.
niedziela, 31 marca 2019
Ready, aim, fire
Dziś nie wiem kim jestem, jest czwarta rano, chociaż nie wiem do końca czy czwarta czy trzecia czy która w końcu, jebane zmiany czasu.
Zresztą czy ja kiedykolwiek wiedziałam kim jestem? Podchodzi mi do gardła Jager z energolem, nie miałam odwagi brać czegoś na spanie, widocznie moje pragnienie śmierci nie jest aż tak mocne, żeby pragnąć udławienia się rzygami we własnym łóżku. No bo serio, jakoś ładniejsze wydaje mi się rozbryzganie na chodniku czy na lokomotywie. Chociaż może nie ładniejsze, co mające przekaz, w przeciwieństwie do czegoś co można upchnąć pod nieszczęśliwy wypadek i brak rozsądku. Śmierć z tak durnego powodu byłaby upokarzająca.
Czuję się znów gościem w moim ciele, nie podoba mi się tu, chcę stąd iść, ale nie mam dokąd. To jest okropne i straszne, naprawdę, chcę uciec, chcę do domu, ale dom nie istnieje i nie mam gdzie wracać, nie mam gdzie uciekać, jedyne co mogę zrobić to przywyknąć.
Zapominam, że alkohol jest depresantem, ale nietrudno zapomnieć skoro tyle ich jest.
Zresztą czy ja kiedykolwiek wiedziałam kim jestem? Podchodzi mi do gardła Jager z energolem, nie miałam odwagi brać czegoś na spanie, widocznie moje pragnienie śmierci nie jest aż tak mocne, żeby pragnąć udławienia się rzygami we własnym łóżku. No bo serio, jakoś ładniejsze wydaje mi się rozbryzganie na chodniku czy na lokomotywie. Chociaż może nie ładniejsze, co mające przekaz, w przeciwieństwie do czegoś co można upchnąć pod nieszczęśliwy wypadek i brak rozsądku. Śmierć z tak durnego powodu byłaby upokarzająca.
Czuję się znów gościem w moim ciele, nie podoba mi się tu, chcę stąd iść, ale nie mam dokąd. To jest okropne i straszne, naprawdę, chcę uciec, chcę do domu, ale dom nie istnieje i nie mam gdzie wracać, nie mam gdzie uciekać, jedyne co mogę zrobić to przywyknąć.
Zapominam, że alkohol jest depresantem, ale nietrudno zapomnieć skoro tyle ich jest.
wtorek, 26 marca 2019
If I die young
I don't wanna be the girl who laughs the loudest
Or the girl who never wants to be alone
I don't wanna be there calling 4 o'clock in the morning
Cause I'm the only one you know in the world that won't be home
Ah, the sun is blinding
I stayed up again
Oh, I am finding
That that's not the way I want my story to end
I'm safe
Up high
Nothing can touch me
But why do I feel this party's over?
No pain
Inside
You're my protection
But how do I feel this good sober?
I don't wanna be the girl that has to fill the silence
The quiet scares me 'cause it screams the truth
Please don't tell me that we had that conversation
Cause I won't remember, save your breath, 'cause what's the use?
Ah, the night is calling?
And it whispers to me softly come and play
But I, I am falling
And If I let myself go I'm the only one to blame
I'm safe
Up high
Nothing can touch me
But why do I feel this party's over?
No pain
Inside
You're like perfection
But how do I feel this good sober?
Coming down, coming down, coming down
Spinning 'round, spinning 'round, spinning 'round
I'm looking for myself, sober
Coming down, coming down, coming down
Spinning 'round, spinning 'round, spinning 'round
Looking for myself, sober
When it's good, then it's good, it's so good 'till it goes bad
'Till you're trying to find the you that you once had
I have heard myself cry, never again
Broken down in agony just tryin' to find a friend
I'm safe
Up high
Nothing can touch me
But why do I feel this party's over?
No pain
Inside
You're like perfection
But how do I feel this good sober?
Or the girl who never wants to be alone
I don't wanna be there calling 4 o'clock in the morning
Cause I'm the only one you know in the world that won't be home
Ah, the sun is blinding
I stayed up again
Oh, I am finding
That that's not the way I want my story to end
I'm safe
Up high
Nothing can touch me
But why do I feel this party's over?
No pain
Inside
You're my protection
But how do I feel this good sober?
I don't wanna be the girl that has to fill the silence
The quiet scares me 'cause it screams the truth
Please don't tell me that we had that conversation
Cause I won't remember, save your breath, 'cause what's the use?
Ah, the night is calling?
And it whispers to me softly come and play
But I, I am falling
And If I let myself go I'm the only one to blame
I'm safe
Up high
Nothing can touch me
But why do I feel this party's over?
No pain
Inside
You're like perfection
But how do I feel this good sober?
Coming down, coming down, coming down
Spinning 'round, spinning 'round, spinning 'round
I'm looking for myself, sober
Coming down, coming down, coming down
Spinning 'round, spinning 'round, spinning 'round
Looking for myself, sober
When it's good, then it's good, it's so good 'till it goes bad
'Till you're trying to find the you that you once had
I have heard myself cry, never again
Broken down in agony just tryin' to find a friend
I'm safe
Up high
Nothing can touch me
But why do I feel this party's over?
No pain
Inside
You're like perfection
But how do I feel this good sober?
Nie umiem się zebrać coś do pisania ostatnio. Wena wzięła i wyszła. Czuję się jak zbity pies, nie mam chęci do niczego... wiosna, kurwa mać. Wmawiam sobie, że to taki okres, takie tam. Do pracy nie mam motywacji, do pisania weny, do życia chęci... i tak możnaby wymieniać. Zastanawiam się czasem co mnie tu trzyma. W skrócie - nic poza głupią nadzieją, że z czasem nabiorę siły do tego wszystkiego, to co ma się poukładać to się poukłada i... no. To takie mrzonki, ale jakoś nie umiem wyrzucić ich z głowy. Wielu rzeczy nie umiem stamtąd wyrzucić, prawdę mówiąc.
Jedyne co mi w życiu wychodzi to gotowanie, bo nawet jak mi nie smakuje to co zrobiłam, to dziwnym trafem innym tak.
Towarzystwo też mi nie pomaga, wszystkie mamy depresso, przerzucamy się tylko datami wizyt u psychiatry i receptami na Xanax.
Jutro (dziś) czeka mnie wycieczka na Ligotę, podbić legitymację. Teoretycznie jeśli chciałabym się rekrutować na inne studia to chyba i tak ją muszę oddać, ale na razie nie wiem co z tym wszystkim pocznę. Wiem tylko tyle, że muszę wyjechać jakoś po 8 żeby nie stać w korku.
Jak ostatnio z rozpędu pożarłam chyba ze 4 książki z rzędu, to teraz znowu nie czytam nic, śpię do południa, śnią mi się koszmary, eh.
Nie umiem wziąć dupy w troki, jak jednego dnia się zbiorę, to potem muszę 3 dni odpoczywać od nadmiaru ludzi w moim życiu. No dramat. Ostatnio nawet wypiłam dwa piwa, ale nawet nie poczułam, że wypiłam cokolwiek procentowego. Oczywiście nie powinnam mieszać leków z alkoholem, ale who cares. Skoro nie zadziałało żadne to chyba bez tragedii.
Zastanawiam się, kiedy będę na tej części zwyżkowej sinusoidy, bo od jakichś dwóch lat... dwóch i pół nawet, nie ma żadnych sygnałów, że cos się zmienia. Ewentualnie leciutkie piki. W sumie to ludzie myślą, że mam tak zajebiście i w ogóle. Przynajmniej spora większość tak uważa, ale to dobrze.
Chciałabym już wakacje, najebać się do nieprzytomności i zapomnieć na chwilę.
czwartek, 7 marca 2019
trójkąt
Nie dzwoń do przyjaciółki. Nie pomoże ci już dziś.
To jest dorosłość, chciałaś jej od podstawówki, co?
Wolę Zozole. Olej to i mnie puknij, no chodź.
Ostatnio piszę w piosenkach Taco bardziej niż moimi własnymi słowami. Właśnie dotarło do mnie, że ciężko mi się pisze z długimi paznokciami - nigdy wcześniej tego nie odczuwałam.
No nieważne, chuj z paznokciami. Znowu wyszło na moje, oczywiście, musiało wyjść. Spodziewałam się tego, nie tylko ja. Zresztą teraz to i tak musztarda po obiedzie, swoją drogą zwisa mi to bardziej niż myślałam.
Łobuziarstwo wychodzi ze mnie nawet jak już nie wypada, za stara jestem na takie ekscesy, chociaż tak naprawdę nigdy nie będę. Nie wiem gdzie idę, nie wiem już nawet czego oczekuję, jak myślę o poprzednich wizjach to chce mi się śmiać i płakać. Widzę siebie palącą fajkę na parapecie kawalerki, tyle, maks, nic dalej.
Coraz częściej świszczy mi w płucach, sypię się, kręgosłup jakby postarzał mi się o 50 lat w ciągu paru miesięcy. Mam wrażenie, że to nie byłam ja, że teraz jestem jakimś cynicznym duszkiem, wydestylowanym czystym złem (złem?) z tego co kiedyś było mną. Zresztą nie wiem czy to zło, chociaż tym złem równie dobrze może być pustka i obojętność. No whatev, bujam się między pracą a łóżkiem i szczerze to podoba mi się ta bezmyślność. Ależ panie psychiatro, ja po prostu nie lubię być dorosła.
Tylko jedno spotkanie a potem mogę umierać.
Więc latam w te i wewte jak ten pierdolony bumerang.
Żart, na samą myśl chce mi się rzygać, nie wiem czy z obrzydzenia czy z irytacji. To jedyny strup którego nie ruszam, nauczyłam się chodzić na paluszkach wokół szafy, przy każdym głośniejszym skrzypnięciu opieram się o ścianę z ulgą, że nie pierdolnęło tym razem.
To nie komedia. Antygona ma wzór wam dać.
Tutaj ma być tragedia. Obok antyczny chór ma stać.
Proszę, idźcie się zabić, poważnie, sam mogę sznur wam dać,
albo jakiś karabin, lecz idźcie wy wszyscy w trumnach spać.
Ja nie sypiam. Łykam energetyki,
widzi pan, no jak mam sypiać, gdy wszędzie przeklęte krzyki?
Mnie tam wystarczy jeden sznur, chociaż moją pętlę ostatnio przy okazji sprzątania symbolicznie rozwiązałam. Chuj z wieszaniem się, wieszanie się jest tchórzliwe, następnym razem będę skakać, z tego się nie da wycofać. Ale niee, może lepiej żebym nie miała ku temu powodów, chociaż nie, zawsze je mam, jestem jednym wielkim powodem, suicidal ideations.
Moi znajomi robią biznes a ja wciąż jestem nikim.
Cywilizują się nagminnie, a ja wciąż jestem dziki.
Do szafy schowali vansy, powoli noszą trzewiki
i poważnieją, nazywają nagle ‘moczem’ swe siki.
Biegam po mieście i cię ścigam bez przerwy.
Biegam jak kurczak bez głowy, albo jak piłkarz z rezerwy.
Boję się, że cię zobaczę, więc topię w drinkach te nerwy.
Nerwy ze stali mam. Choć chyba nie tej nierdzewnej.
O boże, zapomniałam włożyć drugiej słuchawki słuchając Bohemian Rhapsody.
Podobne mam odczucie co do mojego życia. Niby wszystko cacy, ale czegoś brakuje.
Galileo
Czuję się jakbym odwróciła się od starej przyjaciółki. Najstarszej. Ale chyba cały czas idziemy ramię w ramię, nos w nos. (Czy ona ma nos?)
W sumie to ta, bo cały czas wtyka go w moje życie. Może to wymyślony nos, tak jak wymyśleni przyjaciele.
Chyba powinnam iść spać.
Kiedy zamykam oczy widzę zapałki i benzynę, widzę drzazgi pod paznokciami i wywiercone dziury w kolanach. Nieładnie maleńka. Tak się nie bawimy.
W sumie u mnie nie ma trójkątów, może jakiś bardzo-wielokąt nieforemny. Ale nie chodzi mi o łóżko. Szkoda w zasadzie. Nieważne.
The show must go on, yeah
The show must go on
I'll face it with a grin
I'm never giving in
On with the show
Ooh, I'll top the bill, I'll overkill
środa, 27 lutego 2019
Nonexistent
Wróciłam z całkiem przyjemnego weekendu (a brakowało paru metrów, żeby został zepsuty przez pewnego kogoś) w Warszawie, co pozwiedzałam to moje, cud że nic sobie nie odmroziłam w tym czasie. Wnioski wyciągnęłam następujące: jesteśmy w stanie jeść do upadłego, mamy zdecydowanie odmienne zdanie co do rekreacyjnego spacerowania po cmentarzach i każde z nas uważa, że to drugie się rozwala na łóżku. Zasadniczo - poza tym, że nie wiem jakim cudem nie dostałam jeszcze zapalenia płuc, to było fajno.
Zasadniczym minusem jest to, że muszę teraz wrócić do życia, a bardzo nie chcę. Czas mi ucieka przez palce, mam wrażenie, że dni się gdzieś tracą, a ja jestem dalej w zawieszeniu. No i strasznie nie chce mi się pracować. Właściwie to nic mi się nie chce.
Totalnie nie wiem jak się za to życie zabrać, niczego nie planuję, nie wiem w zasadzie czy na cokolwiek czekam (poza wypłatą). Tak sobie egzystuję od grafiku do grafiku, od jednej wizyty u lekarza do kolejnej. Chociaż to nie tak, że jestem smutna. W ogóle jestem taka nijaka, ani wte, ani wewte.
Zirytowała mnie mocno informacja, jak bardzo oszukałam przeznaczenie. Chociaż z tym przeznaczeniem to ja nie wiem jak to ma wyglądać - ale no psiamać cholera, czy ja mogę mieć czas którego ktoś nie spierdoli? Dobrze, że wszyscy byli na tyle inteligentni żeby powiedzieć mi po fakcie, a nie od razu, bo miałabym totalnie zły humor, a tak to sarkałam sobie w drodze powrotnej. Tak czy siak - mam wrażenie, że nawet jak ucieknę gdzieś do Meksyku, zapuszczę wąsa, zmienię imię na Pedro i zacznę hodować kukurydzę, to i tak w końcu zostanę znaleziona. Tylko do kurwy nędzy po co. Ja nie chcę. Nie chcę ani oglądać, ani rozmawiać. Chcę spokój.
There are plenty of ways you can hurt a man
And bring him to the ground
You can beat him, you can cheat him, you can treat him bad
And leave him when he's down, yeah
But I'm ready, yes I'm ready for you
I'm standing on my own two feet
Zasadniczym minusem jest to, że muszę teraz wrócić do życia, a bardzo nie chcę. Czas mi ucieka przez palce, mam wrażenie, że dni się gdzieś tracą, a ja jestem dalej w zawieszeniu. No i strasznie nie chce mi się pracować. Właściwie to nic mi się nie chce.
Totalnie nie wiem jak się za to życie zabrać, niczego nie planuję, nie wiem w zasadzie czy na cokolwiek czekam (poza wypłatą). Tak sobie egzystuję od grafiku do grafiku, od jednej wizyty u lekarza do kolejnej. Chociaż to nie tak, że jestem smutna. W ogóle jestem taka nijaka, ani wte, ani wewte.
Zirytowała mnie mocno informacja, jak bardzo oszukałam przeznaczenie. Chociaż z tym przeznaczeniem to ja nie wiem jak to ma wyglądać - ale no psiamać cholera, czy ja mogę mieć czas którego ktoś nie spierdoli? Dobrze, że wszyscy byli na tyle inteligentni żeby powiedzieć mi po fakcie, a nie od razu, bo miałabym totalnie zły humor, a tak to sarkałam sobie w drodze powrotnej. Tak czy siak - mam wrażenie, że nawet jak ucieknę gdzieś do Meksyku, zapuszczę wąsa, zmienię imię na Pedro i zacznę hodować kukurydzę, to i tak w końcu zostanę znaleziona. Tylko do kurwy nędzy po co. Ja nie chcę. Nie chcę ani oglądać, ani rozmawiać. Chcę spokój.
There are plenty of ways you can hurt a man
And bring him to the ground
You can beat him, you can cheat him, you can treat him bad
And leave him when he's down, yeah
But I'm ready, yes I'm ready for you
I'm standing on my own two feet
sobota, 16 lutego 2019
A mess
Wykasłuję płuca. Znowu. To jednak infekcja, a nie opary płynu do mycia kotła jak wczoraj myślałam. Cóż...
Oni nawet nie są już przeszłością, to jest czas zaprzeszły
Oni nawet nie są już przeszłością, to jest czas zaprzeszły
Oczywiście, że nie. Moja przeszłość i przyszłość zlewają się w jedno, granica między nimi jest płynna.
Gestykulujesz, jakbyś znów zdawała ustna maturę
Gdy ciebie widzę momentalnie zamiast mózgu mam dziurę
Chce z tobą chadzać po knajpach, zamawiać kus-kus na spółę
Potem w nocy się kochać i rano zamawiać pizzę
Bo jesteś fajna i dobra, tylko że w złym towarzystwie
Wolicie koksować w loftach. My raczej browar przy Wiśle
Może cię pojmam i koszmar Ci zrobię, żeby się przyśnić?
Koszmar już miałam, kojarzy mi się z tą piosenką, dalej budzę się z wrzaskiem.
Pewnie Cię bolą oskrzela, a teraz dymem je czule
Opatuliłaś i zamawiasz sobie wódkę z Redbullem
Latacie po mieście jak Bójka, Bajka, Brawurka
Dźwigając swoje atrybuty: wóda, szampan, bibułka
Dzika jak pustynne kresy, stepy, tajga i dżungla
A twoje rzęsy wobec mężczyzn są jak łańcuch dla kundla
Szukasz zapalniczki, ja bym dał Ci ogień
I nękał wzrokiem jak proboszcz, który gwałci bogiem
No, mon dieu, wciąż kochasz mnie, ja w to nie wątpię
Chociaż w zeszły piątek przecież poszłaś za tamtym Piotrkiem?
A ty drąc się w niebo głosy do chłopaka podchodzisz
I krzyczysz coś, co sugeruje, że się znacie z przeszłości
Ile minęło sekund? No, maks trzy
On bierze tamtą drugą i ją rzuca do taksy
To jest jest ten cały Piotr? Kurwa mać, jestem tak zły
Rzuciłbym butem w Ciebie gdyby to nie były air maxy
Tragicznie zakochana...
Pocieszyłbym Cię ale muszę iść do domu, żeby chlać do rana
Nie chodzi o to, że się kochasz w jakichś innych panach
Ale w tej szui, która miastu znana?
Jutro będzie masa ibupromów, potem kawa, mleko
Ale póki mogę się na nogi dzisiaj stawiam setą
Gorzka ruda chmura znowu kropi
Zastanawiam się co robisz i gdzie teraz stawiasz kroki
I dlaczego mi nie odpisujesz, kurwa, błagam odpisz!
Love of my life, you've hurt me
You've broken my heart and now you leave me
Love of my life, can't you see?
Bring it back, bring it back
Don't take it away from me, because you don't know
What it means to me
Love of my life, don't leave me
You've stolen my love, you now desert me
Love of my life, can't you see?
Bring it back, bring it back
Don't take it away from me
Because you don't know
What it means to me
Obrigado
You will remember
When this is blown over
Everything's all by the way
When I grow older
I will be there at your side to remind you
How I still love you (I still love you)
I still love you
Oh, hurry back, hurry back
Don't take it away from me
Because you don't know what it means to me
Love of my life
Love of my life
Pomieszałam Taco Hemingwaya z Queen i w sumie nie czuję żadnego zażenowania. Ja w ogóle ostatnio mało czuję. Jakaś taka nieswoja jestem. Dalej mam te same leki na głowę, czego nie można powiedzieć o lekach na żołądek i inne dolegliwości. Bardzo nie chcę tu być, chcę żeby to wszystko się skończyło, zmieniło, to wszystko jest za skomplikowane, nie rozumiem, nie potrafię.
Praca nadaje jakotaki kształt mojemu życiu, mając wolne rozpadam się na milion kawałków, które śpią i prokrastynują na zmianę, nie biorąc pod uwagę czegoś tak mało istotnego jak czas.
The show must go on.
Jest jednocześnie bardzo dobrze i bardzo źle, układam czasem tarota ale pytanie jest jedno i nie wiem czemu szukam odpowiedzi, którą znam.
Moja praca ostatnio wydaje się coraz bardziej trafna, bo coraz gorzej czuję się w świetle. Na szczęście w dobrze znanych zaułkach nie muszę zapalać światła, liczę kroki, pstrykam palcami i nawiguję po ciemku.
You have to carry on.
środa, 16 stycznia 2019
sinner
1. 'Oczywiście, że nie potrzebuję pomocy.'
Oczywiście, że będę jej potrzebować, jeśli nie teraz, to jutro, za tydzień, jak w końcu pierdolnie mi od dźwigania kręgosłup albo przy najbliższym załamaniu nerwowym.
'Nic mi nie jest.'
Przecież mam głowę wysoko i kpiący uśmiech na ustach. I serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
'To wcale nie tak, że czuję się lepsza od was, jasne, że jestem lepsza. Tylko czuję się gorsza.'
2. 'Kup mi, kup mi, kup mi!!!'
'Uspokój się, masz trzy podobne.'
'Ale TAKIEGO nie mam. Chcę."
Chcę. Polaroida, zemsty, własnego autka, martensów, satysfakcji, kolejnych skarpetek. Chcę zobaczyć, chce usłyszeć. Chcę po mojemu.
3. Znowu zapatrzyłam się zbyt mocno. Znowu zauważył, że zapatrzyłam się zbyt mocno. Teraz pyta, czemu się tak patrzę.
Mam nadzieję, że nie zauważył o czym właśnie myślałam, skoro pyta. Odpowiadam zdawkowo, trochę zaczepnie. Minie kilka chwil, i mogę znowu się przyglądać. Aż znowu zauważy. Brwi, rzęsy, oczy. Zarys szczęki. Barki, ramiona, dłonie. I biodra. Mimowolnie wyobrażam sobie moje nogi, oplecione wokół tych bioder.
Zresztą nieważne.
Już zaabsorbowały mnie inne biodra. Tym mogę się przyglądać bez skrępowania.
4. Zerkam spod oka na listę przepisów, którą dostałam od dietetyczki. No przecież nic się nie stanie jak zjem nachosy, batonika czy kawałek pizzy. Czy tam coś smażonego.
Raz czy drugi. Dziś mam gorszy dzień, więc mogę.
5. Prześlizguję się wzrokiem po kolejnej dziewczynie, zastanawiając się jak to jest, że ona ma perfekcyjnie płaski brzuch, równe kreski na powiekach i idealnie pasujące ubrania, a ja siedzę w dresach i krzywym koczku.
W środku kłuje mnie niewielka igiełka, gdy widzę jak MOJA osoba rozmawia z kimś innym. Ona nie wie, że jest moja, ale ja wiem.
Troszkę większa igiełka utkwiła w moim wnętrzu na stałe, jak odłamek lodu w sercu Kaja. Okazjonalnie mrozi mnie, zostawia z lodowatym spojrzeniem i piekącym uczuciem, że widocznie KTOŚ BYŁ LEPSZY. Jasne. Zazdroszczę ogłady, zazdroszczę uśmiechu, zazdroszczę planu na życie.
Dziwne, że są ludzie, którzy zazdroszczq czegokolwiek mi.
6. Zmrużone oczy i zaciśnięte usta. W wersji pogardzającej protekcjonalne spojrzenie i uniesione brwi. Wszyscy wiedzą co to oznacza. Furia sprawia, że z metra sześćdziesiąt robią się dwa metry z hakiem, a przynajmniej takie wrażenie sprawia spojrzenie z góry.
To wcale nie taka rzadka postawa, jak mogłoby się zdawać.
Ale gniew chowa sie też w krzywym półuśmiechu, szybkim spojrzeniu. Chowa się w każdym ruchu, w nerwowym drgnięciu dłoni, nawet w zarysie ramion. Przede wszystkim chowa się w środku. Rozżarzona kulka na wysokości mostka. W niej drzemie cała przekora, cała uraza, całe "jeszcze zobaczycie". "Jeszcze mnie popamiętacie", "mnie zabolało, to was zaboli dwa razy bardziej", "ja nie dam rady?".
Pewnie, że dam.
7. 'Może jutro'.
To nie tak, że nie chcę cię widzieć, po prostu nie chcę wstać z łóżka. Dzisiaj nic nie chcę. Żyć też nie chcę.
Oczywiście, że będę jej potrzebować, jeśli nie teraz, to jutro, za tydzień, jak w końcu pierdolnie mi od dźwigania kręgosłup albo przy najbliższym załamaniu nerwowym.
'Nic mi nie jest.'
Przecież mam głowę wysoko i kpiący uśmiech na ustach. I serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
'To wcale nie tak, że czuję się lepsza od was, jasne, że jestem lepsza. Tylko czuję się gorsza.'
2. 'Kup mi, kup mi, kup mi!!!'
'Uspokój się, masz trzy podobne.'
'Ale TAKIEGO nie mam. Chcę."
Chcę. Polaroida, zemsty, własnego autka, martensów, satysfakcji, kolejnych skarpetek. Chcę zobaczyć, chce usłyszeć. Chcę po mojemu.
3. Znowu zapatrzyłam się zbyt mocno. Znowu zauważył, że zapatrzyłam się zbyt mocno. Teraz pyta, czemu się tak patrzę.
Mam nadzieję, że nie zauważył o czym właśnie myślałam, skoro pyta. Odpowiadam zdawkowo, trochę zaczepnie. Minie kilka chwil, i mogę znowu się przyglądać. Aż znowu zauważy. Brwi, rzęsy, oczy. Zarys szczęki. Barki, ramiona, dłonie. I biodra. Mimowolnie wyobrażam sobie moje nogi, oplecione wokół tych bioder.
Zresztą nieważne.
Już zaabsorbowały mnie inne biodra. Tym mogę się przyglądać bez skrępowania.
Raz czy drugi. Dziś mam gorszy dzień, więc mogę.
5. Prześlizguję się wzrokiem po kolejnej dziewczynie, zastanawiając się jak to jest, że ona ma perfekcyjnie płaski brzuch, równe kreski na powiekach i idealnie pasujące ubrania, a ja siedzę w dresach i krzywym koczku.
W środku kłuje mnie niewielka igiełka, gdy widzę jak MOJA osoba rozmawia z kimś innym. Ona nie wie, że jest moja, ale ja wiem.
Troszkę większa igiełka utkwiła w moim wnętrzu na stałe, jak odłamek lodu w sercu Kaja. Okazjonalnie mrozi mnie, zostawia z lodowatym spojrzeniem i piekącym uczuciem, że widocznie KTOŚ BYŁ LEPSZY. Jasne. Zazdroszczę ogłady, zazdroszczę uśmiechu, zazdroszczę planu na życie.
Dziwne, że są ludzie, którzy zazdroszczq czegokolwiek mi.
6. Zmrużone oczy i zaciśnięte usta. W wersji pogardzającej protekcjonalne spojrzenie i uniesione brwi. Wszyscy wiedzą co to oznacza. Furia sprawia, że z metra sześćdziesiąt robią się dwa metry z hakiem, a przynajmniej takie wrażenie sprawia spojrzenie z góry.
To wcale nie taka rzadka postawa, jak mogłoby się zdawać.
Ale gniew chowa sie też w krzywym półuśmiechu, szybkim spojrzeniu. Chowa się w każdym ruchu, w nerwowym drgnięciu dłoni, nawet w zarysie ramion. Przede wszystkim chowa się w środku. Rozżarzona kulka na wysokości mostka. W niej drzemie cała przekora, cała uraza, całe "jeszcze zobaczycie". "Jeszcze mnie popamiętacie", "mnie zabolało, to was zaboli dwa razy bardziej", "ja nie dam rady?".
Pewnie, że dam.
7. 'Może jutro'.
To nie tak, że nie chcę cię widzieć, po prostu nie chcę wstać z łóżka. Dzisiaj nic nie chcę. Żyć też nie chcę.
czwartek, 10 stycznia 2019
In carnage I bloom, like a flower in the dawn
Jest 2.02, zgadnijcie kto ma bezsenność? Przypadkowo napisałam w pierwszej wersji "depresję", nie skłamałabym, ale w zasadzie to chyba wiedzą wszyscy. Podobno to nawet zaburzenia depresyjno lękowe, niech i tak będzie. Wszystko jedno, zabierzcie to ode mnie. Razem z żołądkiem, kręgosłupem, a najlepiej to w ogóle mnie zabijcie.
Miałam w ostatnim czasie parę budujących rozmów, w tym jedną z osobą po której absolutnie się tego nie spodziewałam. Pofarbowałam włosy na czerwono, bo w końcu mój łeb nie jest dobrem rodzinnym i nie musi być tego koloru, który akurat moi dziadkowie zaaprobują. Przeczytałam po raz kolejny Igrzyska Śmierci. Dałam radę ogarnąć kino na drugiej zmianie sama.
Takie w sumie małe rzeczy, ale one trzymają mnie przy zdrowych zmysłach.
Lubię zimę. Poszłabym na łyżwy ale nie mogę.
Miałam w ostatnim czasie parę budujących rozmów, w tym jedną z osobą po której absolutnie się tego nie spodziewałam. Pofarbowałam włosy na czerwono, bo w końcu mój łeb nie jest dobrem rodzinnym i nie musi być tego koloru, który akurat moi dziadkowie zaaprobują. Przeczytałam po raz kolejny Igrzyska Śmierci. Dałam radę ogarnąć kino na drugiej zmianie sama.
Takie w sumie małe rzeczy, ale one trzymają mnie przy zdrowych zmysłach.
Lubię zimę. Poszłabym na łyżwy ale nie mogę.
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

































